Czarny łabędź w postaci COVID-19 przewartościował w świecie inwestycji prawie wszystko. Na polu bitwy swoją wartość trzymały tylko niektóre aktywa, takie jak dolar. Mocno ucierpiały rynki wschodzące, ale wydaje się że to koniec problemów ich walut.

Rand południowoafrykański osiągnął najwyższy od 11 tygodni poziom wraz z solidarnym wzrostem większości walut afrykańskich w ubiegłym tygodniu, napędzanym ponownym otwarciem gospodarek kontynentu i wzrostem globalnego nastroju na ryzyko, charakterystyczne dla walut rynków wschodzących. Poniedziałkowym rankiem rand osiągał poziom 16,8012 za 1 USD. Globalne rozprzestrzenianie się pandemii koronawirusa spowodowało, że inwestorzy - dosłownie i w przenośni - uciekli do dolara w marcu i tym samym zaciągnęli ręczny na wszystkich walutach rynków wschodzących. Sytuacja jednak powoli wraca do normy, z czego z pewnością cieszą się afrykańscy inwestorzy i rządzący - od początku czerwca dolar spadł o ponad 4% w stosunku do swojego odpowiednika w RPA. Ten ruch współgra z informacją o drastycznym spadku liczby potwierdzonych przypadków koronawirusa w Republice Południowej Afryki, która zarejestrowała jak dotąd ponad 48 000 przypadków i próbuje odmrażać gospodarkę. Przyznając, że rozwój pandemii będzie miał miejsce prezydent Cyril Ramaphosa zasugerował, że zamrożenie gospodarki pozwoliło kupić czas na przygotowanie usług zdrowotnych do obecnej sytuacji. W opinii niektórych obserwatorów, podoba sytuacja miała mieć miejsce również w Polsce.

Mimo że Republika Południowej Afryki spodziewa się w tym roku spadku PKB o 7% - co jest najgorszym wskazaniem od czasu II wojny światowej - analitycy uważają, że istnieją mocne czynniki, które mają być lokomotywą do wzrostu walut krajów afrykańskich. "Łagodzenie ograniczeń działalności gospodarczej - w niektórych przypadkach wywołane protestami, jak w Senegalu - zdecydowanie przyspieszyło ożywienie walut krajów od Afryki Południowej do Kenii" - takiego zdania jest Michael Nderitu, szef handlu w brokerze walutowym AZA, który spodziewa się umocnienia tego trendu. Działania krajów afrykańskich są podobne jak te w Europie czy w Stanach. Bank Rezerw Południowoafrykańskich obniżył w tym roku swoją główną stopę procentową aż czterokrotnie, do rekordowo niskiego poziomu 3,75%. Ponoć to nie koniec cięć. Luis Costa, dyrektor ds. strategii walutowej i kursów walut CEEMEA w Citi (C) stwierdził mediach w poniedziałek, że obserwowana w ostatnich dniach szeroka deprecjacja dolara i wzrost euro stanowiły bardzo ważną ulgę dla walut na rynkach wschodzących.

Nigeryjska naira kontrolowana przez bank centralny Nigerii znalazła się pod presją na czarnym rynku, ponieważ importerzy próbowali kupić dolary od nieoficjalnych sprzedawców ze względu na znaczny spadek podaży z oficjalnych źródeł i planowane wznowienie działalności gospodarczej. Mimo to bank centralny utrzymywał oficjalną stopę wokół liczby 361 od końca marca. Na międzynarodowych rynkach walutowych naira była wyceniana jednak na 388 USD, czyli na tyle, na ile na początku miesiąca. Wedługa Murega Mungai, kierownika działu handlowego AZA dzięki wsparciu z szybkiego linii kredytowej MFW o wartości 3,4 miliarda USD rezerwy w Nigerii wzrosły do ​​36,57 miliarda USD, co jest wystarczające, aby ochronić lokalną walutę przed obcą presją i m.in. tego typu atakami. Największa gospodarka Afryki obwieściła też w niedzielę, że przedłuży cięcia produkcji ropy do końca lipca w ramach dealu z OPEC +, który pomógł dźwignąć ekstremalnie niskie ceny na rynkach. Grupa naftowa zażądała również, aby Nigeria zrekompensowała przekroczenie ustalonych wartości z maja i czerwca wprowadzając dodatkowe cięcia do września. Szyling kenisjki z kolei skorzystał w zeszłym tygodniu z oczekiwań na złagodzenie godziny policyjnej i ograniczeń w podróży, ale prezydent Uhuru Kenyatta zamiast tego przedłużył te obostrzenia z uwagi na dalsze zachorowania związane z COVID-19.