Cały Internet żyje sprawą "szturmu" na Area 51. O co chodzi?

Chyba jeszcze nigdy sprawa tak niepoważna nie wywołała tak poważnej reakcji. W czerwcu na Facebooku (FB  ) pojawiło się wydarzenie o prześmiewczym tytule "Szturmujemy Area 51. Wszystkich nas nie zatrzymają". Kolorytu dodaje fakt, że event stworzony został przez strony kojarzone z trollowaniem, takie jak "Shitposting cause im in shambles".

Skąd pomysł takiego szturmu? Żeby to zrozumieć, trzeba najpierw dostrzec fenomen legendarnej Area 51. Jest to amerykańska baza wojskowa znajdująca się na południu stanu Nevada, niedaleko od Las Vegas. Zbudowana w 1955 roku, od zawsze była owiana tajemnicą. Na tyle, że rząd amerykański do 2001 roku ukrywał, że baza taka w ogóle istnieje, a oficjalne potwierdzenie nadeszło od CIA dopiero w 2013 roku. Przez tajemniczość bazy, a także jej miejsce, przez lata powstawały o Strefie 51 najróżniejsze teorie spiskowe. Większość z nich zakładała, że w bazie ukrywane są dowody na istnienie pozaziemskich stref życia. Rozmaite filmy, artykuły i fani takich teorii prześcigali się w "dowodach" na to, że rząd przetrzymuje tam kosmitów.

Teorie te nie są nowe, ale w obecnej erze Internetu wystarczy iskra, by coś z "podziemnej" strefy trafiło do mainstreamu. Tak też stało się w tym przypadku. Niewinny event, stworzony prawdopodobnie dla żartu, stał się sprawą, o której mówi cały świat. "Akcja" rozgrywa się pod hasłem "Zobaczmy tych kosmitów". Organizatorzy doradzają też uczestnikom, by podczas szturmu użyć "biegu Naruto", co wzięło się z popularnej japońskiej bajki, a zakłada bieg z klatką piersiową wysunięta do przodu, podczas gdy ramiona zostają z tyłu. Ma to pomóc w uniknięciu kul. Logiczne, prawda?

"Organizatorzy" chyba nawet nie podejrzewali, że odzew może być tak ogromny. Na chwilę obecną udział w zaplanowanej na piątek, 20 września akcji zadeklarowały prawie 2 miliony osób, a kolejne półtora miliona jest zainteresowanych. Akcja dawno już wykroczyła poza Internet, co z jednej strony może zadowalać organizatorów - w końcu rozgłos jest niesamowity, a z drugiej - akcja jest tak głośna, że usłyszał o niej, oczywiście, sam rząd amerykański.

Siły Powietrzne USA ustosunkowały się już do sytuacji, co nie dziwi w najmniejszym stopniu. Rzeczniczka US Air Force powiedziała, że każda próba przekroczenia granic strefy może oznaczać użycie "śmiercionośnej siły", a także, że każda taka próba jest niebezpieczna dla próbującego. Amerykańskie siły mają pełne prawo strzelać do wszystkich przekraczających strefę, jednak, jak widać, część stara się poprowadzić ten żart do ekstremum. Niektórzy nawet na tyle, że rezerwują hotele w okolicy, planując być wtedy na miejscu. Niektóre firmy, z kolei, używają żartu do celów marketingowych. Arby's, czyli sieć fast foodów, zapowiedziała, że przewiezie swojego food trucka ze swojej bazy w Atlancie pod strefę 51, by pożywić potencjalnych "intruzów". Firma wydaje się być poważna w swoich postanowieniach, co tylko "podkręca" atmosferę żartu.

Sami organizatorzy, zresztą, także starają się wykorzystać sytuację finansowo. Oficjalna strona eventu (www.stormarea51.us) pozwala na zakup pamiątek, a także posłuchania oficjalnej piosenki "nalotu".

Wydarzenia takie jak "Storm Area 51" pokazują wielką siłę memów i samego Internetu. Jedno wydarzenie na Facebooku sprawiło, że do sprawy musiał się odnieść rząd USA, a miliony internautów na całym świecie deklaruje swój udział. Nie pozostaje nic innego jak czekać na 20 września - media na pewno tam będą, by zobaczyć szturm... a może również i skrywane przez Area 51 tajemnice?