45. prezydent Stanów Zjednoczonych ma za sobą kolejny ciężki tydzień.

We wtorek "Washington Post" opublikował fragmenty książki znanego dziennikarza Boba Woodwarda o tytule "Fear: Trump in the White House" ("Strach: Trump w Białym Domu"), której premiera zaplanowana jest na 11 września. Wyłaniający się z owych fragmentów obraz prezydenta Trumpa nie należy do pozytywnych, niepokoi także przedstawienie obecnej sytuacji w Białym Domu jako dysfunkcyjnej, niepewnej i sprzyjającej powstawaniu wewnętrznych konfliktów. Zgodnie z treścią książki wielu najważniejszych doradców Trumpa nie ma o nim najlepszej opinii. Za przykład podano sekretarza Departamentu Obrony USA Jima Mattisa, który miał powiedzieć współpracownikom, że Trump wykazuje inteligencję na poziomie "piąto- albo szóstoklasisty" oraz szefa sztabu Białego Domu, który przy kolegach miał nazwać prezydenta "stukniętym" oraz "idiotą", a także skarżyć się, że jego obecna praca jest "najgorsza ze wszystkich", jakie kiedykolwiek wykonywał.

Żeby tradycji stało się zadość, Trump przygotował linię obrony na Twitterze. Napisał: "Książka Woodwarda już została obalona i zdyskredytowana... Cytaty [Mattisa i Kelly'ego] są zmyślone, to oszukiwanie opinii publicznej. Nie inaczej jest z innymi historiami i cytatami. Woodward to agent Demokratów? Zauważacie to wyczucie czasu?" Co więcej, prezydent Stanów Zjednoczonych oskarżył Woodwarda o powoływanie się na "kłamstwa oraz fałszywe źródła".

Następnego dnia w środę w "New York Times" opublikowano artykuł anonimowego autora podającego się za wyższego urzędnika administracji Trumpa. Stwierdził on, że należy do "linii oporu" mającej na celu hamowanie niemoralności i impulsywności prezydenta. Z felietonu wynika, że w Białym Domu działa pewna grupa wysokich rangą Republikanów, która wierzy, że Trump nie reprezentuje wartości ich partii oraz stwarza długoterminowe zagrożenie dla konserwatywnego programu politycznego.

Artykuł wywołał oburzenie Trumpa i został przez niego opisany jako "tchórzliwy" i "haniebny". Oprócz tego prezydent USA zasugerował, że autor mógł dopuścić się "ZDRADY". Najbardziej oberwało się jednak nie twórcy tekstu - Trump uważa, że może być to "kolejne fałszywe źródło" - ale wydawcom "New York Times". Do zbadania tej sprawy został wezwany sam prokurator generalny Jeff Sessions.

W czwartek Trump spotkał się ze swoimi zwolennikami w miejscowości Billings w stanie Montana. Zdaje się, że spotkanie to nie wyszło do końca tak, jak początkowo planowano. Prezydent powiedział zgromadzonym ludziom, że to oni będą winni przegranej Republikanów, jeżeli do takiej dojdzie. Najwyraźniej była to niezbyt udana próba zachęcenia wyborców do oddania głosu na członków Partii Republikańskiej w listopadowych wyborach. W dalszej części swojej przemowy Trump wspomniał o opublikowanym w "Timesie" artykule, jednak przeszkodziły mu w tym problemy z wymówieniem angielskiego słowa "anonimowy". Nagranie językowych zmagań prezydenta stało się bardzo popularne wśród internautów.

Przesłuchania drugiego nominata Trumpa do Sądu Najwyższego Bretta Kavanaugh trwały cztery dni. Mimo całego zamieszania z tym związanego, na przykład licznych protestów czy trudnych pytań ze strony Demokratów, Kavanaugh zdołał uniknąć błędów, które zmniejszyłyby jego szansę na zaprzysiężenie. Głosowanie w sprawie jego zatwierdzenia odbędzie się za dwa tygodnie.