W ubiegłym tygodniu Trump poinformował, że Stany Zjednoczone wycofają się z paryskiego porozumienia klimatycznego. "Reszta świata chwaliła nas, gdy podpisaliśmy porozumienie paryskie. Wszyscy oszaleli. Cieszyli się z prostego powodu: nasze państwo, które wszyscy kochamy, znalazło się w bardzo niekorzystnym położeniu pod względem gospodarczym" - stwierdził. Podpisując porozumienie paryskie, były prezydent Barack Obama zadeklarował ograniczenie emisji dwutlenku węgla o 26% do roku 2025. Decyzja Trumpa spotkała się z aprobatą niewielkiego, lecz głośno wyrażającego swoje opinie grona jego wyborców, którego członkowie związani są z przemysłem opartym na węglu. Liczba miejsc pracy w tej branży nie maleje jednak wskutek działań mających na celu ochronę środowiska. Zatrudnienie spada, gdyż zadania ludzi przejmują maszyny. Ponadto coraz większą popularność zyskuje gaz ziemny.

Wycofanie się z porozumienia paryskiego stanowi ukłon w stronę części wyborców Trumpa, lecz nie poprawia ich trudnej sytuacji. Powszechnie uważa się, że decyzja prezydenta osłabi pozycję Stanów Zjednoczonych na świecie. David Brooks stwierdził w wywiadzie dla NPR: "[Trump] zrobił to, by pokazać środkowy palec przywódcom wszystkich innych państw. Światowy lider nie może się tak zachowywać. Myślę, że spowoduje to nieodwracalne osłabienie pozycji Stanów Zjednoczonych na świecie". Formalne wypowiedzenie umowy paryskiej może nastąpić za dwa lata. Już teraz wielu liczących się biznesmenów zadeklarowało jednak chęć dalszej walki z globalnym ociepleniem, niezależnie od kroków podjętych przez prezydenta. Prezes Facebooka (FB  ) Mark Zuckerberg stwierdził, że decyzja Trumpa jest niekorzystna dla środowiska, gospodarki oraz przyszłych pokoleń. Elon Musk, założyciel Tesli (TSLA  ), poinformował natomiast, że rezygnuje ze stanowiska doradcy w Białym Domu, gdyż "wycofanie się z porozumienia paryskiego nie jest dobre dla Ameryki ani dla świata".

Jeśli zaś chodzi o trwające śledztwo w sprawie powiązań między administracją Trumpa a Rosją, opinie co do liczby przecieków w ostatnim czasie są podzielone. Niektórzy sądzą, że ujawnianie kolejnych danych leży w interesie obywateli, inni zaś, że zagraża to bezpieczeństwu państwa. Z całą pewnością na światło dzienne wychodzi coraz więcej poufnych informacji. Robert Deitz, pracownik CIA oraz amerykańskiej agencji wywiadowczej NSA za czasów Billa Clintona i George'a W. Busha, stwierdził, że administracja Trumpa "bez wątpienia dopuszcza do największej liczby przecieków w ostatnim czasie". Członkowie wywiadu są z reguły przeciwni celowemu ujawnianiu wrażliwych danych. Trump otwarcie krytykuje jednak zarówno FBI, jak i CIA. "Obecne czasy nie są normalne" - stwierdził Glenn Carle, były szpieg i weteran CIA. Jego zdaniem przecieki dotyczące powiązań Trumpa z Rosją stanowią "akty głębokiego patriotyzmu w obronie republiki". Czas pokaże, jak napięte stosunki prezydenta z wywiadem wpłyną na śledztwo obejmujące członków jego rządu.