Współzałożyciel Ubera Travis Kalanick wyprzedaje akcje i odchodzi z firmy

W święta Bożego Narodzenia spółka Uber (NYSE:UBER) postanowiła po raz kolejny 'ukochać' swoich akcjonariuszy, podając do wiadomości, że współzałożyciel tego rozległego, nierentownego start-up'u rezygnuje z posady w zarządzie z końcem roku. Mimo, iż Uber nie zarobił na czysto złamanego dolara, Kalanick wychodzi z firmy z miliardami dolarów zysków z akcji, które upłynnił na rynku publicznym.

Oficjalnie Kalanick odchodzi ze względu na swój nowy, działający od 2018 roku projekt CloudKitchens, pozwalający restauratorom wynająć wspólną przemysłową przestrzeń kuchenną (taki kuchenny We Work), poza centrami miast. CloudKitchens wychodzi z założenia, że trend leniwych konsumentów kieruje się w stronę realizacji zamówień posiłków poprzez aplikacje w telefonie z dostawą do domu, które doręczą kurierzy jak Uber Eats, co jest nie po drodze z wysokimi kosztami utrzymania restauracji w centrach miast.

Nieoficjalnie rynek patrzy podejrzliwie i spiskuje, że wyprzedaż 100 mln akcji 'na gwałt' w ciągu ostatnich 2 miesięcy to ucieczka z tonącego okrętu. W momencie realizacji IPO Kalanick trzymał w portfelu 6 proc. udziałów firmy, obecnie zostało 5,8 mln akcji (na dzień 19 grudnia), po zebraniu 2 mld USD wpływów. Uber potwierdził, że Kalanick sprzeda pozostałe akcje w tym tygodniu. Giełdowa kronika widziała już niejeden przypadek wprowadzenia spółki na giełdę, głównie po to, aby pierwotni akcjonariusze mogli sprzedać udziały. "Uber był częścią mojego życia przez ostatnie 10 lat" - przekazał Kalanick w oświadczeniu, dodając "Pod koniec dekady, kiedy firma jest już notowana na giełdzie, wydaje mi się, że to właściwy moment, aby skupić się na innej działalności i filantropijnych zajęciach". Dla Ubera taki komunikat to bardzo nieładny wizerunkowy obrazek.

Dyrektor generalny Ubera, Travis Kalanick. - $this->copyright_for_current_language

Tym bardziej, że sytuacja Ubera jest nie do pozazdroszczenia zarówno w bieżącej działalności jak i na parkiecie w Nowym Jorku. Majowe IPO okazało się wielką klapą, cenę akcji 45 USD rynek oglądał ledwie przez chwilę, a dziś spółka jest notowana po 30 USD. To znaczy tylko tyle, że każde zainwestowane 1000 USD w IPO, dziś jest warte około 666 USD. Słaby interes. Tym więcej, że perspektywy są - co by nie mówić - mało optymistyczne. Spółka, która zamydla inwestorom oczy łodziami podwodnymi, i helikopterami nie umie od lat zarobić na swojej podstawowej parataksówkowej działalności, a rozpasana polityka korporacyjnych kosztów, dokłada do minusowego bilansu w każdym kwartale. Tylko w trzecim kwartale spółka była na 1,2 mld USD pod kreską. Według oświadczenia CEO Dara Khosrowshahi, spółka ma cel, aby osiągnąć rentowność EBITDA (czyli zysk przed podatkami, amortyzacją itp) w 2021 roku. Czy aby na pewno? Działalność spółki napotyka coraz więcej problemów, ostatnio podano do wiadomości, że firma traci ważny rynek w Londynie z powodu utraty licencji.