Rosnąca konkurencja i kryzys, czyli najtrudniejsza przejażdżka Ubera

Uber nie ma ostatnio dobrej passy. Założyciel i CEO transportowego potentata Travis Kalanick z powodu nacisków akcjonariuszy i licznych kontrowersji zmuszony został do ustąpienia ze stanowiska. Kalanick pogrążyły problemy natury osobistej i duchy przeszłości, o czym szerzej piszemy w innym artykule.

Nie są to jednak jedyne problemy Ubera. Pomijając głośne protesty taksówkarzy, które przybrały ostatnio na sile, szczególnie w Europie, a co mogliśmy zaobserwować również w Polsce, były już biznes Kalanicka od początku 2017 roku zanotował kilka PR-owych porażek i bitew. Rozgorzała ostatnio walka o prawny status Ubera na Starym Kontynencie sprawiła, że co kraj, to inne zasady co do ride-sharingu. Restrykcyjne są one na przykład w Hiszpanii, gdzie kierowcy Ubera muszą mieć licencję taksówkarską. Podobnie jest w Niemczech i Wielkiej Brytanii, tam jednak kierowcy Ubera są uznawani za pośredników i muszą posiadać licencję na przewóz osób. Najdalej poszli Włosi: działalność Ubera i podobnych do niego firm jest tam zakazana, jako że zostały one uznane za nieuczciwą konkurencję. Na drugim biegunie znajduje się na przykład Estonia, która nie wymaga się od uberowych kierowców licencji. Sprawy dla firmy Kalanicka nie polepsza fakt, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma zająć się sprawą, a jego działania mogą spowodować nawet delegalizację Ubera na terenie Unii, jako że usługi w dziedzinie transportu wymagają dodatkowych licencji.

W USA tych problemów nie ma, bo to prawo stanowe reguluje takie przypadki, co nie oznacza, że Uber ma łatwo. Po wspomnianych wcześniej problemach od samego początku bieżącego roku, w styczniu ponad 200 tysięcy użytkowników usunęło swoje konto. Spadające zaufanie do Ubera oznaczało, że szanse otrzymały inne ride-sharingowe firmy, jak Lyft czy Juno. Czy wykorzystały one swoją szansę?

- $this->copyright_for_current_language

Jeśli chodzi o Lyft, firmę pochodzącą z San Francisco założoną w 2012 roku, to jest ona uznawana za głównego konkurenta Ubera na rynku amerykańskim. Mimo że przychód Lyft jest spory (700 milionów dolarów w 2016 roku), nijak ma się on do przychodu Ubera (6,5 miliarda dolarów w tym samym roku). Uber ma też znacznie bardziej znaną markę i swoją eskpansję rozlał już również na inne kontynentu, a Lyft nadal pozostaje towarem wyłącznie amerykańskim.

Marka Ubera jest tym, co pozwoliło mu przetrwać kryzys i nie pozwoliło na wygryzienie go przez Lyft. Na początku, kiedy wszystkie skandale się nagłośniły, udział Ubera na rynku wprawdzie się zmniejszył, szczególnie w wielkich miastach - w lutym 2017 udział Ubera w San Francisco spadł z 75% do 67% (analogicznie udział Lyft zwiększył się do 33%), a w Waszyngtonie zmniejszył się z prawie 90% do 80% (udział Lyft zwiększył się do 20%) - jednak na niewiele się to zdało i był to spadek jedynie chwilowy. Rozpoznawalność marki Ubera sprawiła, że Lyft, jest znany właściwie tylko w dużych miastach i nie umie dogonić rywala w tym wyścigu. Spekuluje się, że w Uberze powstaje 200 tysięcy kont tygodniowo, więc wpływy szybko pozwoliły zbilansować straty.

- $this->copyright_for_current_language

Jednak nie samym Uberem i Lyftem człowiek... jeździ. Chrapkę na zbicie fortuny w tej branży ma również nowojorski start-up Juno, który zrobił furorę w Nowym Jorku, pokazując przy tej okazji, że z Uberem da się powalczyć, a nawet da się go pokonać. Statystyki wydawały się niesamowite: zdarzało się, że Juno jeździło ponad 40 tysięcy osób dziennie, co przy 20 tysiącach miesięcznie Lyfta jest kolosalnym osiągnięciem. Sukces Juno polegał na tym, że zamiast uberowej prowizji od 20 do 25% od każdego przejazdu firma pobierała początkowo jedynie 10%. Nie trwało to jednak długo, bo obecnie żeby utrzymać się na rynku, start-up konsekwentnie zmniejsza bonusy. Widać więc, że nawet jeśli Uber straci w samym Nowym Jorku, nie będzie miał problemu z odbiciem sobie tych strat gdzie indziej.

Podsumowując, Travis Kalanick może odchodzić ze stanowiska w spokoju. Regulacje prawne mogą srogo uderzyć w jego dzieło, jednak nastąpi to dopiero w przyszłości, tymczasem konkurencja, mimo że coraz mocniejsza, nadal nijak ma się do rozpoznawalności, zasięgu i marketingowej siły Ubera. Zobaczymy, jak sprawdzi się on pod nowym dowództwem.