Tesla przedstawi „bestię” wśród półciężarówek

W czwartek Tesla (NASDAQ: TSLA) rozgrzała Wall Street informacją o dacie premiery elektrycznej półciężarówki. Prezes Elon Musk oznajmił na Twitterze, że "bestia" zostanie zaprezentowana 26 października.

Wiadomość błyskawicznie przyciągnęła byki. W trakcie czwartkowej sesji akcje Tesli zdrożały o 3,12%, osiągając najwyższą cenę od trzech miesięcy. Zamknięcie nastąpiło na poziomie dziennego maksimum przy nieco wyższym niż przeciętnie wolumenie. W tym roku kurs akcji spółki poszedł w górę o ponad 75%, zaś w ciągu ostatnich 12 miesięcy - o blisko 100%. W oczach inwestorów Tesla niemalże dorównuje Apple. Do kolejnego rekordu ceny brakuje już mniej niż 3%.

Istnieją jednak osoby, na których Tesla i jej przedsięwzięcia nie robią wrażenia. Według niektórych szum wokół premiery półciężarówki to tak naprawdę przygotowywanie gruntu pod kolejną zbiórkę kapitału. Nie zapominajmy, że póki co Tesla nie zarabia na swoich pojazdach. Podobnie jak Amazon (NASDAQ: AMZN), producent kusi inwestorów obietnicą zysków w przyszłości. Pojawia się jednak pytanie: jak firmie ma się opłacać produkcja półciężarówek, jeśli same samochody przynoszą straty?

Trzeba przyznać, że jak dotąd Tesla zrealizowała wszystkie plany z dużym rozmachem. Biorąc pod uwagę kondycję ekonomiczną firmy, trudno jednak stwierdzić, czy jej akcje są faktycznie warte swojej ceny. Gdy zapytamy przeciętnego inwestora, jakie spółki ma w portfelu, najprawdopodobniej wymieni Teslę, lecz nie będzie w stanie przekonująco uzasadnić decyzji. Podobnie jest z bitcoinem. Rosnący kurs kryptowaluty przyciągnął ogromną grupę inwestorów. W końcu cena osiągnęła jednak zaporowy poziom i bańka pękła. Czy pobudzi to traderów do refleksji na temat Tesli?