Takich wahań cen ropy naftowej, jakie obserwujemy od roku bardzo nie lubią rynki. Ma to swój wyraz na giełdach - w wahaniach kursów akcji przedsiębiorstw z różnych sektorów (tj. wydobywczy, przetwórstwo ropy, motoryzacyjny, chemiczny, energetyczny i wiele innych). Efekty zmian cen ropy naftowej odczuwalne są również w budżetach państw - ze spadających cen korzystają państwa importujące ropę (najwięksi światowi importerzy: Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Chiny, Indie, Japonia). Z taniej ropy korzystają także indywidualni konsumenci - a szczególnie kierowcy i przedsiębiorcy, bo ropa to surowiec potrzebny w wielu branżach. Jednak tania ropa to nie zawsze korzyść. Spadek cen ropy niekorzystnie wpływa na dochody krajów producentów-eksporterów ropy (najwięksi światowi eksporterzy: Arabia Saudyjska, Rosja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Iran, Irak). Niska cena ropy ma też swoje negatywne skutki w branży energetycznej, a konkretnie OZE (odnawialnych źródłach energii). Rozwinięte na dużą skalę przedsięwzięcia, które miały stanowić substytut dla tradycyjnych źródeł energii (pozyskiwanie energii z OZE), przy taniej ropie tracą na atrakcyjności. Gdyby nie czynniki pozaekonomiczne, tj. dążenie do ograniczenia emisji CO2, ustanowienie limitów emisji gazów, ustanowienie poziomu produkcji energii z OZE (jako % energii ogółem), możliwe, że opłacalność rozwijania technologii w oparciu o źródła odnawialne byłaby niewielka, bo przecież tania ropa to mniejsza zachęta do inwestycji w czystą energię. Na szczęście producenci samochodów są mniej koniunkturalni i nie porzucili kierunku rozwoju technologii o mniejszym zużyciu paliwa. Kiedy ceny ropy zaczęły osiągać rekordowe wyniki w pierwszej połowie ubiegłej dekady, na amerykańskich szosach zaszły zauważalne zmiany. Zniknęły wielkie amerykańskie krążowniki szos, a samochody kompaktowe, czy nawet te najmniejsze z klasy mikro, znane z ulic dużych miast europejskich nie są już rzadkością. Cena paliwa na stacjach benzynowych w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich piętnastu lat wzrosła ponad dwukrotnie. Racjonalność zawitała do garażu przeciętnej amerykańskiej rodziny - na miejscu niegdyś dwóch lub nawet trzech aut o przeciętnej pojemności 3,5 l dziś stoi średni kompakt (2,0 l, często hybrydowe) oraz mini autko miejskie (do 1,0 l). Choć nadal w wielu - zwłaszcza prowincjonalnych miejscowościach można mieć trudności ze znalezieniem chodnika dla pieszych, to transport publiczny staje się coraz powszechniejszy. Wielkie koncerny, nie tylko amerykańskie, wprowadziły do swojej oferty pojazdy z napędem hybrydowym i elektrycznym. Posiadanie nowoczesnego auta średnio lub nisko litrażowego, z silnikiem hybrydowym stało się przejawem prestiżu, a nie niskiego poziomu dochodów, czego przykładem jest amerykańska Tesla -samochód o napędzie wyłącznie elektrycznym, za którego najprostszy model trzeba dziś zapłacić blisko 70 tys. dolarów. Firma Tesla Motors (TSLA  ) zadebiutowała na amerykańskim parkiecie Nasdaq w 2010 r. i przez pierwszy rok notowań osiągnęła wzrost akcji z 19 dolarów do 35 dolarów. Wzrost ten pozwolił właścicielom Tesla na snucie raczej optymistycznych planów, lecz z pewnością w najśmielszych nawet przewidywaniach nie sądzili, że w kolejnych trzech latach akcje Tesli pofruną do poziomu blisko 300 dolarów. Dzienne obroty przekraczały w 2013 r. często 50 mln dolarów. W czwartym kwartale 2014 r. akcje powoli traciły na wartości i nie jest wykluczone, że wpłynęły na to oczekiwania co do długoterminowych trendów spadkowych cen ropy. W marcu br. Nastąpiło ponowne odbicie notowań Tesli. Dziś (15.06.2015) cena akcji wynosi 250,38 dolarów, co stanowi wzrost o 1240% w stosunku do ceny w dniu debiutu.

Tesla Model S
Tesla Model S

Popularność samochodów Tesla wykroczyła poza kontynent amerykański - posiada 2 tysiące stacji ładowania (dane z marca 2015 r.) w całym świecie - które łączą wschodnie i zachodnie wybrzeże USA, Wielką Brytanię z Europą kontynentalną oraz południowe wybrzeża Francji z kołem podbiegunowym (tereny północnej Norwegii).