Amerykańska komisja ds. wywiadu Izby Reprezentantów ujawniła memorandum sporządzone przez Partię Demokratyczną jako odpowiedź na notatkę służbową Republikanów, zgodnie z którą FBI oraz Departament Sprawiedliwości miały przekroczyć swoje uprawnienia w celu szpiegowania osób pracujących przy kampanii wyborczej Trumpa. Publikacja dokumentu nastąpiła dwa tygodnie po pierwotnym sprzeciwie prezydenta Stanów Zjednoczonych odnośnie jej ujawnienia. FBI nie ma w zwyczaju opierać się na zeznaniach zewnętrznych informatorów, wobec których zachodzi podejrzenie działania na niekorzyść którejś z partii politycznych. Jednak w sytuacji gdy dostarczone przez takie osoby informacje zostaną sprawdzone oraz potwierdzone przez inne źródła, ciężko mówić tu o stronniczości. Mimo to śledztwo w sprawie rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie w oczach Trumpa w dalszym ciągu przypomina niemalże polowanie na czarownice. Celem memorandum było zapewnienie o bezstronniczości działań komisji ds. wywiadu Izby Reprezentantów w świetle oskarżeń o korupcję. Sama organizacja, z założenia obiektywna, stała się areną międzypartyjnego sporu dotyczącego wyżej wymienionego śledztwa. Republikańscy członkowie komisji w odpowiedzi na memorandum sporządzili kolejny dokument, w którym stwierdzili, że jedyną rzeczą, jaką udowodnili Demokraci, jest neutralność FBI. Dodali, że Patria Demokratyczna stosuje bezwstydne zagrania w celu "politycznego skompromitowania prezydenta Trumpa".

Podobne "anty-demokratyczne" nastroje panowały w ubiegłym tygodniu w Maryland podczas CPAC, dorocznej konferencji, w której udział biorą konserwatywni politycy oraz aktywiści. Republikanie znani ze swojego umiłowania do "prawa i sprawiedliwości" w pełni poparli zdanie prezydenta w sprawie FBI. Całe CPAC było w gruncie rzeczy wyrazem akceptacji dla Trumpa oraz przyzwoleniem na prowadzoną przez niego politykę. W piątkowym wywiadzie w CNN Gregory Krieg powiedział: "Wszystko - od uczestników konferencji po osoby przemawiające na scenie - pokazywało, że CPAC było pochwałą Trumpa - zarówno człowieka, jak i jego polityki. Jego wrogowie - 'kłamliwe media' i w dalszym ciągu Hillary Clinton - są też ich wrogami." Even Wayne LaPierre, przewodniczący NRA, amerykańskiej organizacji non-profit działającej na rzecz propagowania prawa do posiadania broni palnej, wypowiedział się przeciwko "złodziejskiemu kierownictwu" FBI.

Takie podejście nie spodobało się jednak ogółowi społeczeństwa. W związku ze strzelaniną, do której doszło 14 lutego na Florydzie, obywatele Stanów Zjednoczonych coraz dosadniej domagają się wprowadzenia zaostrzeń w zakresie prawa dostępu do broni. Trump natomiast wykorzystał tragiczne wydarzenie jako pretekst do przeprowadzenia kolejnej próby dyskredytacji FBI. Prezydent opublikował wpis na Twitterze, w którym napisał: "To bardzo smutne, że FBI nie zareagowało na żaden z sygnałów wysyłanych przez sprawcę strzelaniny na Florydzie. Tego nie można zaakceptować. Marnują zbyt dużo czasu na śledztwo w sprawie rosyjskiej zmowy podczas kampanii wyborczej - nie ma żadnej zmowy. Wróćcie do swoich prawdziwych obowiązków i działajcie tak, by napawać nas dumną!" Internauci byli oburzeni wpisem. Zarzucili prezydentowi brak empatii względem rodzin ofiar i jawne wykorzystywanie tragedii do własnych celów. Demokraci starają się odpowiedzieć na głos społeczeństwa i postulują za zaostrzeniem regulacji w zakresie dostępu do broni. Wspierają ich nawet niektórzy członkowie Partii Republikańskiej, na przykład senator z Florydy, Marco Rubio. Mimo wszystko NRA wciąż utrzymuje, że nie istnieje konieczność wprowadzania tego typu środków zapobiegawczych. Podczas CPAC Wyne LaPierre określił próby ograniczenia dostępu do broni Demokratów mianem "socjalistycznych." Co więcej stwierdził, że konserwatywni wyborcy powinni obawiać się wszelkich przyszłych sukcesów Partii Demokratycznej.

W Stanach Zjednoczonych coraz częściej dochodzi do aktów przemocy z użyciem broni, jednak jeszcze bardziej martwi fakt, że ze strony organów ustawodawczych wciąż brak jest jakiejkolwiek reakcji.