Napięcie na linii USA-WHO w czasie pandemii koronawirusa rosło, patrząc przynajmniej na kąśliwe komentarze prezydenta Trumpa. Do rozstania prędzej czy później dojść musiało. Według prezydenta winne są i WHO, i... Chiny.

Prezydent Donald Trump powiedział w piątek, że USA zrywa stosunki ze Światową Organizacją Zdrowia. W opinii prezydenta organizacja nie zareagowała odpowiednio na zagrożenie związane z koronawirusem, ponieważ Chiny miały mieć "całkowitą kontrolę" nad tą globalną organizacją. Trump twierdzi, że chińscy urzędnicy "zignorowali" swoje obowiązki sprawozdawcze wobec WHO i wywierali nacisk na organizację, aby wprowadziła ona świat w błąd, kiedy wirus został odkryty. Stany Zjednoczone wkładają potężną gotówkę do World Health Organization, i to na poziomie około 450 milionów USD, podczas gdy Chiny zapewniają "zaledwie" 40 milionów USD. Stany Zjednoczone są najważniejszym sponsorem dla WHO i oczekuje się, że ich wyjście znacznie osłabi organizację. Trump zapowiedział już, że USA "przekierują" pieniądze na "inne organizacje na całym świecie które rozwiązują problemy w zakresie zdrowia publicznego", nie ujawniając jednak żadnych konkretnych odbiorców. Długi alians Amerykanów ze Światową Organizacją Zdrowia, bo trwający od samego początku w roku 1948 został przerwany podczas przemówienia prezydenta w Rose Garden przy Białym Domu.

Zanim doszło do tak skrajnych decyzji, została ona poprzedzona zapowiedzią chińskiego przywódcy, Xi Jinpinga z 18 maja podczas Światowego Zgromadzenia Zdrowia - organu decyzyjnego WHO - o 2 miliardach USD na fundusz walki z koronawirusem oraz rozwój gospodarczy dla krajów szczególnie dotkniętych pandemią oraz tych rozwijających się. Była to jednak zapowiedź i do końca nie jest pewne, ile z zapowiedzianej kwoty trafi na konto WHO. Również 18 maja Trump wstrzymał finansowanie dla organizacji i dał jej 30 dni na zaangażowanie się na rzecz reform, de facto pod groźbą zerwania stosunków dyplomatycznych. Jak zapowiedział, tak zrobił - tyle że szybciej. Mimo stanowczości wypowiedzi nie jest do końca jasne, kiedy faktycznie wejdą one w życie. We wspólnej rezolucji Kongresu z 1948 roku w sprawie członkostwa USA w WHO stwierdzono, że kraj "zastrzega sobie prawo do wycofania się z organizacji z rocznym wyprzedzeniem". Kierownictwo organizacji zdrowia zapewne jest zaskoczone obrotem sprawy, bynajmniej jednak zdementowało wszelkie informacje świadczące o promocji "chińskiej dezinformacji" na temat wirusa. Pojawiają się jednak głosy, że wycofanie się Amerykanów to zbyt daleko idący krok, bowiem WHO zrzeszało 194 kraje i jest dla nich platformą wymiany zdań i poglądów, a nie tylko finansuje badania medyczne.

Sytuacja ta ma drugą stronę medalu. Z informacji pochodzących ze strony WHO wynika że Stany Zjednoczone są obecnie winne organizacji ponad 200 milionów USD za składki. Z drugiej strony Waszyngton oddaje również kilkaset milionów USD rocznie na finansowanie programów zwalczania takich chorób jak polio, AIDS, zapalenie wątroby czy gruźlica. Amesh A. Adalja, naukowiec z Johns Hopkins Center for Health Security twierdzi jednak, że w praktyce decyzja Trumpa raczej nie odmieni działalności WHO. Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres powiedział w zeszłym miesiącu, wtórując niemalże Trumpowi, że WHO jest "absolutnie krytyczna dla wszelkich światowych wysiłków na rzecz wygrania wojny z COVID-19". Nie jest to jednak pierwszy tak odważny i kontrowersyjny krok wykonany przez Donalda Trumpa. W zasadzie od dawna preferuje on projekty, które w jego oczach są opłacalne przede wszystkim dla Amerykanów. Od czasu objęcia urzędu zdążył opuścić już Radę Praw Człowieka ONZ, agencję kultury ONZ, wypowiedział globalne porozumienie na rzecz walki ze zmianami klimatu czy irańskie porozumienie nuklearne. Zatem nihil novi.