Najważniejszym wydarzeniem ostatniego tygodnia urzędowania Trumpa były niewątpliwie zeznania byłego szefa FBI Jamesa Comeya. W czwartek oświadczył on przed senacką komisją ds. wywiadu, że słowa płynące z Białego Domu na temat jego samego oraz FBI to "najzwyklejsze kłamstwa". Comey stwierdził również, że został zwolniony, aby nie mógł kontynuować śledztwa w sprawie rzekomych powiązań członków sztabu wyborczego Trumpa z Rosją. Zeznania byłego dyrektora FBI nie postawiły żadnej ze stron w dobrym świetle. Jeśli Trump faktycznie utrudniał działanie wymiaru sprawiedliwości, Comey również nie jest bez winy, gdyż powinien był zareagować od razu.

Choć głównym tematem w mediach były zeznania Jamesa Comeya, należy wspomnieć także o innych istotnych kwestiach. Ubiegły tydzień zapowiadano w Białym Domu jako "tydzień infrastruktury". Przedstawiony przez Trumpa plan zakłada wydanie 200 mld dolarów z funduszy federalnych oraz wprowadzenie ulg podatkowych w celu przyciągnięcia większej liczby inwestorów prywatnych. Prezydent zapowiedział również rozluźnienie przepisów, aby rząd "nie przeszkadzał" w realizacji prywatnych projektów. Łączne wydatki na infrastrukturę, w tym na planowane dofinansowania dla władz stanowych oraz lokalnych, mają wynieść aż bilion dolarów.

Infrastruktura wydaje się jedną z kwestii, w której Demokraci i Republikanie mogliby osiągnąć kompromis, lecz póki co nie widać postępów w pracach nad nowymi przepisami. Ma to związek z faktem, że mimo licznych obietnic administracja nie przedstawiła jeszcze niemal żadnych konkretnych planów. Zapowiadano między innymi, że prezydent poruszy kwestię inwestycji w infrastrukturę wiejską podczas środowego wystąpienia w Cincinnati. W komunikacie prasowym pojawiła się jednak wyłącznie sucha wzmianka: "Tereny wiejskie uzyskają dotacje na odbudowę zniszczonych mostów, dróg oraz szlaków wodnych", zaś szczegółów planu w dalszym ciągu nie znamy.

Mieszkańcy wsi mogą być zaniepokojeni nie tylko brakiem informacji w sprawie inwestycji, ale również przedstawioną przez Trumpa propozycją budżetu. Podczas kampanii prezydent obiecał, że przywróci Amerykanom miejsca pracy, dzięki czemu zyskał poparcie w stanach będących w trudnej sytuacji gospodarczej, m.in. Pensylwanii, Michigan i Wisconsin, choć zwykle wygrywali tam Demokraci. Teraz Trump podjął jednak decyzję o zmniejszeniu wydatków na rządowe programy szkoleń o ponad 2 mld dolarów (40% łącznego budżetu). Inicjatywy tego typu stanowią znaczne wsparcie dla bezrobotnych mieszkańców północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych zwanej "pasem rdzy" oraz innych terenów, których gospodarka słabnie. Programy te są potrzebne milionom ludzi - zarówno osobom dojrzałym, którym pomagają nadążyć za modernizacją, jak i młodym, którzy dzięki szkoleniom zyskują szansę wejścia na rynek pracy. Korzystają z nich również seniorzy, weterani oraz niepełnosprawni. Propozycja Trumpa jest więc najbardziej krzywdząca właśnie dla tych osób, które głosowały na niego, gdyż uwierzyły w obietnice dotyczące nowych miejsc pracy.