W Wenezueli coraz niespokojniej. Konflikt społeczny i polityczny urósł do takich rozmiarów, że niektórzy mówią już o rewolucji. Co dzieje się w tym południowoamerykańskiej kraju?

Niepokój w Wenezueli trwa od lat. Prezydent Nicolas Maduro jest wśród opinii międzynarodowej uznawany za dyktatora, który twardą ręką broni swojego reżimu. Jednak ostatnimi czasy sytuacja zaczęła się pogarszać jeszcze bardziej.

Czarę goryczy przelały styczniowe wybory. Wygrał je dotychczasowy prezydent, Nicolas Maduro, jednak okoliczności były bardzo kontrowersyjne. Większość opozycyjnych kandydatów albo uciekła z państwa, albo została skazana przez reżim i przetrzymywana w więzieniach. Pojawiały się także glosy o zastraszaniu obywateli, by głosowali na Maduro, a ogólna frekwencja nie przekroczyła 20%. W takiej sytuacji trudno się dziwić wynikom wyborów. Wątpliwości co do elekcji zgłosiło nie tylko wenezuelskie społeczeństwo, ale także inne kraje i organizacje.

Oprócz tego Maduro rozwiązał Zgromadzenie Narodowe, dotychczas jedyną rządową instytucję, gdzie większość miała opozycja, i powołał swoje, złożone jedynie z jego ludzi. Tymczasem przewodniczący ,,oryginalnego" Zgromadzenia - Juan Guaido, ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli. W tym momencie jesteśmy obecnie, jednak sytuacja jest dosyć dynamiczna. Parę rzeczy jest jednak ważnych w kontekście tego, co może wydarzyć się wkrótce.

Przede wszystkim, społeczność międzynarodowa nieco się podzieliła - na tych, którzy wciąż popierają Maduro, tych popierających tymczasowego prezydenta Guaido, i na tych wzywających do nowych wyborów (do tego nawołuje Unia Europejska).

Do tej pierwszej grupy należą, między innymi, Chiny, Rosja, Turcja, Iran, Boliwia, Kuba czy Nikaragua. Każdy z tych krajów ma tutaj swój biznes. Chiny w obliczu kryzysu pożyczają Wenezueli spore pieniądze. Mówi się nawet o 62 miliardach od 2007 roku. Prezydent Chin zresztą obiecał pomoc Maduro, a także zaznaczył, by obce siły nie interweniowały w wewnętrzne sprawy Wenezueli. Podobnie sprawa na się z Rosją, która przez ostatnie 12 lat pożyczyła 17 miliardów, a poza tym gwarantuje pomoc militarną. Natomiast kraje jak Boliwia, Kuba czy Nikaragua to inne socjalistyczne, totalitarne reżimy, pomoc z tej strony wynika więc z idei i długich przyjaźni między przywódcami tych krajów.

Druga grupa to wspierający opozycję. Tutaj stoi większość krajów Ameryki Południowej, a także Stany Zjednoczone. Donald Trump zapowiedział już pomoc humanitarną dla Wenezuelczyków, dokładnie tam, gdzie zażyczy sobie tego Juan Guaido. Prezydent USA nałożył też nowe sankcje na Wenezuelę, przez co ceny paliwa w Stanach urosły o 3%. Wygląda na to, Wenezuela straci swoją pozycję 4. największego dostawcy ropy do USA. A przecież jeszcze w październiku Caracas wysłało do Waszyngtonu ponad 506 tysięcy baryłek ropy.

Sankcje USA mogą jeszcze bardziej pogrążyć Wenezuelę. Administracja Trumpa szacuje, że Caracas straci przez to ponad 11 miliardów dolarów przez najbliższe lata. Po samym Trumpie widać, że sytuacja w Wenezueli go rzeczywiście zajmuje, i nie wyklucza on żadnej z opcji. Ostatnio w wywiadzie z CBS przyznał, że opcja interwencji militarnej wciąż jest możliwa.

Sytuacja rozwija się z dnia na dzień, ale najgorzej w tej chwili na pewno mają sami Wenezuelczycy. Maduro obniżył płacę minimalną do 7$ na miesiąc, wenezuelskie boliwary w tej chwili praktycznie nie mają wartości, a inflacja sięga milionów procent. Nic dziwnego, że są reakcje. Ponad 5 milionów Wenezuelczyków uciekło z kraju w ostatnim czasie, a kraje takie jak Kolumbia przyjmują coraz więcej uciekinierów. Porównuje się to do syryjskiego kryzysu uchodźczego.

Obecnie wydaje się, że Wenezuelczycy chcą wziąć sprawy w swoje ręce. W ostatnią sobotę ponad 100 tysięcy ludzi wyszło na ulice w Caracas, by zaprotestować przeciwko Nicolasowi Maduro.