Zmiany klimatyczne postępują, a jednym z największych wyzwań jest ciągle rosnąca emisja dwutlenku węgla do atmosfery. Pomóc mogą... mechaniczne drzewa.

Na początku należy sobie jednak zdać sprawę z powagi sytuacji. Stężenie dwutlenku węgla wciąż rośnie w zastraszającym tempie. Bariera 415 cząstek CO2 na milion cząsteczek w powietrzu została przekroczona. Stężenie jest już najwyższe od początków ludzkości - nie było ono na takim poziomie już od 3 milionów lat. Grozi to podwyższeniem temperatury atmosfery na Ziemi średnio nawet o 3 do 4 stopni. Jeśli tak by się stało, wiele miejsc obecnie położonych nad oceanem czy morzem zostałoby zalanych.

Globalne ocieplenie stało się ostatnio bardzo popularnym tematem, który z aktywistycznego podziemia stał się jednym z głównych tematów w mediach, a nawet w polityce. Obecnie zmiany klimatu są przedstawiane jako jedno z największych wyzwań naszej generacji. Aby zapobiec katastrofalnym skutkom, należy działać szybko.

Jedną z bardziej zuchwałych prób na ratowanie planety chce podjąć irlandzki start-up Silicon Kingdom Holdings (SKH). Na początku miesiąca firma uzyskała prawa do użycia technologii zapoczątkowanej przez pioniera branży, profesora Klausa Lacknera z Uniwersytetu w Arizonie. Start-up planuje rozpocząć projekt pilotażowy, zdolny do przechwycenia z atmosfery 100 ton CO2 dziennie, a ostatecznie rozwinąć się do tego stopnia, by był to wynik 4 milionów ton rocznie. Brzmi obiecująco?

Obiecująco, jednak od razu można sobie zadać pytanie - jak to działa? W gruncie rzeczy nie jest to tak skomplikowanie. Silicon Kingdom Holdings w przeciągu roku planuje zbudować 1200 metalowych kolumn, z dyskami na wierzchu, oczyszczających atmosferę. Potocznie można je nazwać "drzewami", bo kształtem rzeczywiście mogą je przypominać. Zazwyczaj w tego typu technologiach powietrze musi być mechanicznie wyciągane z urządzeń. W przypadku SKH, ma się to dziać automatycznie - wiatr załatwi całą robotę. Dzięki temu projekt nie tylko może działać nieobsługiwany, ale jest również znacznie tańszy.

A aspekt ekonomiczny jest tutaj, oczywiście, równie kluczowy. Dotychczas był to jeden z głównych powodów relatywnie małej popularności takich ,,wysysaczy" CO2. Projekt Irlandczyków może to zmienić - dzięki nim cena przechwycenia jednej tony dwutlenku węgla spadła poniżej 100 dolarów za tonę. Wspominany wcześniej profesor Lackner wspomina, że właśnie ta cena może być pewną magiczną granicą, bo, jak oblicza, płynne CO2 przywiezione w ciężarówce do napełnienia gaśnic czy innych rzeczy kosztuje pomiędzy 100 a 200 dolarów za tonę. Jest więc potencjał, by wyjść na zero - zarówno ekologicznie, jak i ekonomicznie.

Optymizmem napawają też wieści z innych start-upów zajmujących się przechwytywaniem CO2 z atmosfery. Inwestowanie w takie projekty powoli staje się modne. Firma z Calgary, Carbon Engineering, dostała ostatnio dofinansowanie w wysokości 70 milionów dolarów, w co wliczają się inwestycje takich gigantów jak BHP, Chevron czy Occidental Petroleum. Widać więc, że branży naftowej bardzo zależy na tej technologii, czemu zresztą trudno się dziwić. Inne firmy, które ostatnio dostały porządnego zastrzyku finansowego to Climeworks z Zurychu, którego budżet przekroczył niedawno 50 milionów, a Global Thermostat jest w trakcie zbiórki, który ma osiągnąć poziom 20 milionów.

Naukowcy są zgodni, że jako ludzkość będziemy potrzebować większej liczby rozwiązań, jeśli chodzi o pozbywanie się dwutlenku węgla. Mechaniczne drzewa są obiecującą technologią, jednak mogą nie wystarczyć. Warto jednak obserwować tę branżę - jest bardzo bieżąca i taka zapewne pozostanie, bo zmiany klimatyczne donikąd się na razie nie wybierają.