Kolejny tydzień rządów Donalda Trumpa rozpoczął się od nieciekawej sytuacji - Michael Cohen, były prawnik prezydenta USA, opublikował nagranie wspólnej rozmowy dotyczącej kwestii opłacenia modelki Playboya Karen McDougal, która rzekomo miała mieć romans z Trumpem w 2006 roku. Chociaż niektórzy mogą uznać zawartość nagrania za żenującą i kompromitującą, nie jest ona jednak dowodem na popełnienie przestępstwa, jak szybko zauważył obecny prawnik Trumpa - Rudy Giuliani. Prezydent Ameryki zareagował na wyciek nagrania, atakując Cohena na Twitterze. We wpisie czytamy: "Jaki prawnik nagrywa swojego klienta? To takie smutne! (...) Dlaczego nagranie zostało tak nagle ucięte w momencie, w którym prawdopodobnie mówiłem pozytywne rzeczy? Doszły mnie słuchy o innych klientach i wielu reporterach, który są nagrani - czy tak mogło być? Szkoda!" Jak podają różne źródła, Cohen jest w stanie potwierdzić, że Trump już wcześniej wiedział o spotkaniu w Trump Tower w czerwcu 2016 roku, podczas którego Rosjanie oferowali jego kampanii obciążające informacje o Hillary Clinton. Mężczyzna ma być skłonny do złożenia zeznać w ramach trwającego śledztwa specjalnego prokuratora Roberta Muellera. Giuliani wyraził co do tego wątpliwość.

Oprócz tego Trump wywołał zamieszanie, publikując na Twitterze wpis (napisany w całości wielkimi literami w celu podkreślenia), w którym groził Iranowi. Oto treść tweeta: "Do prezydenta Iranu Rouhani: NIGDY WIĘCEJ NIE GROŹ STANOM ZJEDNOCZONYM, BO W PRZECIWNYM RAZIE PONIESIESZ KONSEKWENCJE, JAKICH NA PRZESTRZENI DZIEJÓW DOZNALI TYLKO NIELICZNI. NIE JESTEŚMY JUŻ KRAJEM, KTÓRY TOLERUJE OBŁĄKAŃCZE SŁOWA PRZEMOCY I ŚMIERCI. UWAŻAJ!" Niektórzy twierdzą, że prezydent USA próbował w ten sposób odciągnąć uwagę mediów od spotkania z Władimirem Putinem. Inni martwią się, że jeżeli jest to prawdziwa strategia (należy zaznaczyć, że wymiana zdań z Koreą Północną była czasem w podobnym stopniu nasączona jadem), może dojść do pojawienia się sporych problemów z Iranem.

Nie wszystko jednak poszło aż tak źle. Koniec tygodnia przyniósł dobre wiadomości ekonomiczne, które zdołały choć trochę złagodzić powstałe napięcie. Trump poinformował, że 4,1-procentowy wzrost PKB osiągnął "historyczne" rozmiary. Pozytywnie przyjęto nawet fakt, że całą zasługę za "uzdrowienie gospodarki" prezydent przypisał samemu sobie. Prawdę mówiąc, wzrost o 4,1% nie jest do końca ani historyczny ani niespotykany. Z drugiej strony jest to cztery razy lepszy wynik niż te osiągane za czasów prezydentury Obamy. Użycie przez Trumpa słowa "uzdrowienie" również jest nieco niewłaściwe, ponieważ bieżący rok jest już 10. z rzędu, w którym obserwujemy wzrost amerykańskiej gospodarki.

Co więcej, prezydent USA ucieszył swoich wyborów, zapowiadając wprowadzenie wartego 12 mld dolarów programu pomocy farmerom w celu zwalczania negatywnych skutków nałożonych ceł.