Suma długów zaciągniętych przez amerykańskich studentów potroiła się przez ostatnie dziesięć lat - obecnie wynosi ponad 1,2 biliona USD. Edukacja w Stanach Zjednoczonych uważana jest za czynnik wyrównujący szanse. Amerykanie wierzą, że ciężka praca i wykształcenie otwierają drzwi do większej mobilności ekonomicznej. Twierdzenie to sprawdzało się w przeszłości, lecz w ostatnich latach zaczęło być rozumiane opacznie, a szkolnictwo wyższe stało się trudniej dostępne dla członków klasy średniej i robotniczej ze względu na gwałtownie rosnące czesne we wszystkich typach szkół.

W Stanach Zjednoczonych jest wiele typów szkół wyższych, najczęściej mówi się jednak o następujących:

Prywatne uniwersytety o charakterze niezarobkowym: Finansowane są z czesnego, dotacji od rządu federalnego oraz datków od osób prywatnych, organizacji bądź korporacji. Ich głównym celem jest realizowanie potrzeb studentów. Dążą do wykształcenia wybitnych absolwentów, którzy będą wspomagać uczelnię finansowo i budować lub szerzyć jej pozytywną reputację. Uniwersytety te nie mają "właścicieli", choć często powstaje rada powiernicza, której członkowie podejmują decyzje dotyczące finansów, pracowników itp.

Uniwersytet Yale
Uniwersytet Yale

Uniwersytety publiczne: Większość uniwersytetów publicznych w Stanach Zjednoczonych to uniwersytety stanowe, finansowane w większości przez władze poszczególnych stanów. W zależności od wielkości stanu i gęstości zaludnienia w jednym stanie może być ich nawet 30. Często mieszkańcom danego stanu oferowane jest obniżone czesne. Uniwersytety publiczne są teoretycznie bardziej zależne od zewnętrznych źródeł przychodu niż uniwersytety prywatne. Jednak w ostatnich latach ze względu na cięcia budżetowe coraz większą rolę w finansowaniu zaczęło odgrywać czesne. Niektóre uniwersytety stanowe są utrzymywane w większym stopniu z czesnego niż z dotacji od władz stanu.

Prywatne uniwersytety o charakterze zarobkowym: Instytucje edukacyjne zarządzane na kształt firm. Uniwersytety ukierunkowane na zysk traktują priorytetowo nie studentów, lecz właścicieli i interesariuszy. Często kierują ofertę do "nietypowych" studentów (m.in. tych, którzy dawno ukończyli 20. rok życia). Wymagania wobec kandydatów są niskie lub w ogóle ich nie ma, a plany są bardzo elastyczne - zajęcia odbywają się późnym wieczorem lub przez Internet, gdyż studenci z reguły pracują na pełen etat. Uniwersytety te są finansowane w większości z czesnego, pokrywanego często z kredytów studenckich bądź stypendiów.

Szkoła pomaturalna w Bloomington, Minnesota (Normandale Community College)
Szkoła pomaturalna w Bloomington, Minnesota (Normandale Community College)

Szkoły pomaturalne: 2-letnie szkoły wyższe, po ukończeniu których studenci uzyskują dyplomy. Mogą następnie kontynuować edukację na jednym z wyżej wymienionych uniwersytetów, by po kolejnych dwóch latach otrzymać tytuł licencjata. Ceny kursów w szkołach pomaturalnych są zwykle najbardziej przystępne.

Szkoły zawodowe: W przeciwieństwie do wyżej wymienionych uniwersytetów o akademickim profilu kształcenia skupiają się one na przekazywaniu praktycznych umiejętności, potrzebnych do pracy w zawodzie.

Jak już wspomniano, czesne w szkołach wyższych w Stanach Zjednoczonych wzrosło mniej lub bardziej przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Przeciętna wysokość opłat na uniwersytetach prywatnych niemal potroiła się od 1995 r. - wówczas było to około 14 tysięcy USD rocznie, obecnie to prawie 40 tysięcy. Najdroższym uniwersytetem w Ameryce jest Sarah Lawrence. Czesne, zakwaterowanie i wyżywienie kosztują studentów ponad 65 tysięcy USD. Największy problem to jednak rosnące koszty uniwersytetów publicznych. Od 1995 r. podrożały one pięciokrotnie - z 2 tysięcy do 10 tysięcy USD rocznie. Publiczne szkoły wyższe muszą zmierzyć się z drastycznymi cięciami budżetowymi ze strony władz stanów, co prowadzi do obniżenia wsparcia finansowego dla studentów oraz zmniejszenia liczby stypendiów w całości pokrywających czesne. Najlepszym przykładem są szkoły City University of New York (CUNY).

City University of New York to zespół 24 koledżów oferujących studia I stopnia zlokalizowanych w Nowym Jorku. Został on założony w 1847 r. przez Townsenda Harrisa jako Free Academy of New York (obecnie City College of New York). Miał zapewnić dostęp do darmowego szkolnictwa wyższego dla wszystkich mieszkańców miasta. Politykę tę kontynuowano do 1976 r., kiedy to nastąpił poważny kryzys finansowy, spowodowany stagflacją w całym kraju oraz brakiem odpowiednich regulacji prawnych. Sytuacja pogorszyła się w 1995 r. po obcięciu wydatków na edukację przez ówczesnego gubernatora Nowego Jorku George'a Patakiego, co zmniejszyło roczny budżet CUNY o 102 miliony USD. Dotacje dla zespołu szkół maleją stale od niemal 50 lat, rośnie więc zależność od czesnego. Dla mieszkańców Nowego Jorku wynosi ono 6330 USD rocznie. Jak czytamy w New York Times, wraz z kosztem podręczników, zakwaterowania i wyżywienia oferowanego przez uczelnię bądź wynajmu oraz dodatkowych opłat stanowi to "obciążenie zniechęcające studentów, których rodziny osiągają dochód poniżej 30 tysięcy USD".

Borough of Manhattan Community College (CUNY)
Borough of Manhattan Community College (CUNY)

CUNY to specyficzny przykład, lecz problem dotyka wszystkich uniwersytetów publicznych. Stagflacja w latach 70. doprowadziła do zmiany polityki na bardziej neoliberalną, mającą na celu jak największe ograniczenie wydatków rządowych. Spowodowało to obcięcie dotacji dla szkół publicznych, co z kolei wpłynęło na zaciąganie coraz większych długów przez studentów. Oprocentowanie kredytów studenckich wynosi od 3% do 8% w zależności od typu. W niektórych przypadkach możliwe jest umorzenie długu. Czesne studentów, którzy podjęli służbę wojskową i uczą się w jednej z zatwierdzonych szkół, pokrywa wojsko. Dług może również zostać umorzony po 10 latach pracy w sektorze publicznym lub na szczeblu federalnym, lecz w okresie przejściowym trzeba nadal spłacać raty. Nie wszyscy mogą jednak skorzystać z umorzenia długu, muszą więc spłacić go w całości samodzielnie. Ponadto brakuje etatów dla absolwentów studiów licencjackich, co skłania ich do zapisywania się na studia magisterskie bądź doktoranckie, a zatem zaciągania kolejnych długów w nadziei na późniejsze stabilne zatrudnienie.

Jednak nie wszystko stracone. Rujnujące studentów długi zwróciły uwagę ustawodawców. Edukacja dostępna dla wszystkich, promowana zwłaszcza przez Berniego Sandersa, który walczył o darmowe publiczne szkoły wyższe, nie jest tylko elementem kampanii przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Od kilku lat tematem zajmuje się rząd Baracka Obamy. Obecny prezydent postuluje darmową edukację w szkołach pomaturalnych. Choć nie dorównuje to czteroletniemu kształceniu w szkołach CUNY, z pewnością jest to krok w stronę rozwiązania jednego z największych problemów współczesnych Stanów Zjednoczonych.