COVID-19, masowe zamieszki i zupełnie nieznany koniec tej historii. Ameryka jest dziesiątkowana przez nieszczęścia, masowy bunt społeczności afroamerykańskiej, a rynek akcji, poza pewnymi wyjątkami jest wyjątkowo spokojny, a nawet rośnie.

Przemysł, linie lotnicze, instytucje finansowe i firmy energetyczne - mimo trudnej sytuacji, wszystkie te branże jakoś sobie radzą, a wyceny w opinii wielu inwestorów przekraczają tą realną - oczywiście uwzględniając spadki z marca, które nie dotknęły prawdopodobnie jedynie złota. Szczególnie, że według teorii giełda wyprzedza zdarzenia gospodarcze o kilka miesięcy do przodu. Dziś mamy do czynienia z sytuacją nietypową: amerykańskie miasta płoną i są grabione, a nastroje na giełdzie są nazbyt optymistyczne. Dzieje się tak z powodu potężnych programów stymulujących monetarne i fiskalne fundamenty gospodarki amerykańskiej. Trzyma to przy życiu wskaźniki, bowiem inwestorzy nadal przenoszą wolne fundusze do firm, które w ich opinii kolokwialnie "odpalą", kiedy tylko gospodarka rozmrozi się na dobre. A przynajmniej wierzą, że tak będzie. "Na nic" więc gwałtowne protesty, które wybuchły w całych Stanach Zjednoczonych po śmierci George'a Floyda w Minneapolis, w wyniku których oskarżono funkcjonariusza policji o morderstwo. W USA plądrowane są ulice, jednak ostoją w tej sytuacji okazała się giełda, traktowana jako synonim zmienności inwestycyjnej.

Od czasu zamrożenia rynku kredytowego w lutym Fed na zawołanie tworzy program po programie, aby utrzymać rynki w ruchu, w tym w szczególności jeżeli chodzi o takie narzędzia jak pożyczki krótkoterminowe, komercyjne papiery wartościowe, program obligacji komunalnych czy plan zakupu obligacji przedsiębiorstw. Federalna Rezerwa obniżyła już stopy procentowe do zera i obiecała, że zrobi wszystko, co będzie potrzebne, nawet gdy zwiększyła swój bilans do gigantycznych 7,1 bln USD. Dzięki Fedowi firmy wyemitowały już ponad 1 bilion USD nowego długu w tempie dwa razy szybszym niż w ubiegłym roku i przy stosunkowo niskich stopach procentowych. Umożliwiło to restrukturyzację istniejącego zadłużenia i zdobycie szybkiej gotówki na wypadek kryzysu. Przykładowo Amazon (AMZN) wycenił w tym tygodniu 10 mld USD nowego długu, w tym 3-letnią obligację, na 0,4%. Lori Calvasina, główny strateg ds. rynku akcji w RBC stwierdził jednak, że protesty mogą stać się problemem dla akcjonariuszy, jeśli będą miały znaczący wpływ na zaufanie konsumentów do przedsiębiorstw, ponieważ gospodarka ponownie się otwiera. Rynki mimo złudnych w opinii niektórych wzrostów cały czas obserwują sytuację, szczególnie że znów zaczyna dochodzić do napięć między USA i Chinami.

Niepokoje, które spowodowały zniszczenia w kilkudziesięciu miastach porównywane są z rokiem 1968. Wtedy też w podzielonej Ameryce również miały miejsce zamieszki i protesty, a zarówno lider praw obywatelskich Martin Luther King, jak i senator Robert Kennedy, kandydat na prezydenta, zostali zamordowani. Po spadku S&P 500 o 9% w okresie od stycznia do marca rynek wzrósł o 24% i zakończył wzrost na poziomie 7,6%. Ale Barry Knapp, partner zarządzający w Ironsides Macroeconomics stwierdził, że lepszym porównaniem może być rok 1958 lub 1980. W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z bardzo ostrą, krótką recesją spowodowaną polityką prezydenta Cartera. Wskaźnik ISM wtedy gwałtownie zanurkował, by odbić się z nawiązką. S&P 500 zakończył notowania we wtorek wzrostem o 1% do poziomu 3080 i wzrósł już o 40% od marcowego minimum. Również jeden z ETFów, XRT SPDR S&P Retail był nieznacznie wyższy na zamknięciu, mimo że zamieszki w Stanach nie słabną. Mogli mieć więc rację ci, którzy nie wycofali się w popłochu, kiedy giełda świeciła się na czerwono. Nikt nie wie jednak, jak w długim terminie obecna sytuacja odbije się na rynkach.