Donald Trump nieraz udowadniał, że nie boi się odważnych, a czasem nawet szalonych pomysłów. Ostatnio zaskoczył opinię publiczną pomysłem kupna Grenlandii.

W ostatnim czasie pojawiła się informacja, że pomysł kupna największej wyspy Świata przez Stany Zjednoczone jest poważnym tematem omawianym w Białym Domu. Czemu jednak wyspa, znana z bycia dosyć wyizolowaną i niezbyt zaludnioną (jedynie 57 tysięcy mieszkańców) i lodowatą wyspą, jest tak głośnym tematem? Dla samego Donalda Trumpa, który jako biznesmen dużo zajmował się handlem nieruchomościami, kupno Grenlandii mógłby być niejako wydarzeniem określającym jego całą prezydenturę. Wyspa ma ¼ powierzchni USA, co byłoby największym zakupem od czasów nabycia Alaski (przez Andrew Johnsona w 1867 roku), a wspomnieć należy także o kupnie Luizjany od Francuzów (przez Thomasa Jeffersona w 1803 roku).

Donald Trump
Donald Trump

Według ekipy Trumpa, Grenlandia ma kluczowe znaczenie, zarówno geopolityczne, jak i gospodarcze. Ten pierwszy aspekt ma być tutaj kluczowy. Położenie wyspy jakie jest, każdy widzi - pomiędzy USA a Rosją, blokowałoby to więc niejako rosyjskie ambicje militarne. Nie bez znaczenia jest też fakt występowania wielu metali ciężkich - tutaj USA planowałoby je przejąć, by podjąć rękawice z Państwem Środka. Status Grenlandii jest znany od dawna. Jest to region autonomiczny, który de facto rządzi się sam, jednak ich zagranicznym właścicielem, który prowadzi ich politykę zagraniczną i zapewnia obronność jest Dania. Jest to pozostałość po czasach kolonialnych. Prezydent Trump założył, że wszystko ma cenę, a Grenlandia, za odpowiednią ilość zer, da się kupić. Mówił o strategicznym położeniu wyspy, a także o tym, że Dania traci na jej posiadaniu (według jego wyliczeń - 700 milionów dolarów rocznie). USA, według Trumpa, zrobiłyby z tego terenu większy użytek, zwłaszcza, że już teraz są tam amerykańskie bazy wojskowe. Prezydent dodał mimo wszystko, że najpierw musi się dowiedzieć, czy Duńczycy są w ogóle zainteresowani sprzedażą.

Donald Trump
Donald Trump

Premier Danii Mette Frederiksen szybko odniosła się do sprawy, mając nadzieję, że Trump żartuje, a samą propozycję kupna uznała za absurd. Szefowa rządu dodała też, że Grenlandia nie tylko nie jest na sprzedaż, ale nie jest też duńska, więc to Grenlandczycy decydują o swoim losie. Na odpowiedź Trumpa trzeba było chwilę czekać; w swoim stylu odpowiedział na Twitterze. Odwołał swoją wizytę w Danii, co jest szczególnym dyplomatycznym faux pas, bo miał spotkać się z królową Małgorzatą. Natomiast w spotkaniu z reporterami przed Białym Domem zaznaczył, że premier obraziła nie tylko jego, ale też całe Stany Zjednoczone. Trump był wyraźnie poruszony faktem, że Frederiksen nawet nie wyraziła zainteresowania. Prezydent w odpowiedzi wspomniał też, że to Stany Zjednoczone militarnie bronią Danii, niejako oczekując od Skandynawów chociaż minimalnego zaangażowania w rozmowy. Cóż, kupno Grenlandii widocznie nie jest tym samym, co nowojorskie drapacze chmur.

Trump pokazuje jednocześnie, że patrzy naprawdę w różne strony, jeśli chodzi o podtrzymanie geopolitycznej przewagi USA. Znaczenie największej wyspy Świata mogłoby być kluczowe, jeśli USA byłyby w jej posiadaniu (zwłaszcza, że już teraz USA są tam obecne militarnie), jednak era kolonializmu i takich zuchwałych transakcji chyba już minęła bezpowrotnie. Prezydent USA w swojej rywalizacji z Rosją, ale przede wszystkim z Chinami, musi poszukać nieco innych rozwiązań.