Demokraci

Hilary Clinton przypuszczalnie zostanie kandydatem Demokratów na prezydenta po tym, jak 7 czerwca w czasie prawyborów w Kalifornii udało jej się pozyskać 269 delegatów, co oznacza, że przekroczyła już próg 2383 głosów, czyli minimum niezbędne do uzyskania nominacji wyborczej Partii Demokratów. Bernie Sanders zakończył prawybory w Kalifornii z wynikiem 206 pozyskanych delegatów, jednak jak podkreślał to w czasie swojej kampanii, musiałby zdobyć głosy wszystkich delegatów z tego stanu, żeby nabrać rozpędu, który pozwoliłby mu na pozyskanie nominacji. Różnica pomiędzy Clinton i Sandersem jeszcze się powiększyła kiedy zdobyła ona 75% głosów wszystkich delegatów w Dystrykcie Kolumbii w czasie prawyborów, które odbyły się 14 czerwca. Mimo tego, że na tym etapie prawyborów zdobyła zaledwie 16 głosów w porównaniu do 4 głosów oddanych na Sandersa, ważniejsza od faktycznej potrzeby zdobycia większej liczby delegatów, była jednak sama symbolika jej zwycięstwa.

Hillary Clinton
Hillary Clinton

Przed prawyborami w Kalifornii stało się jasne, że pełna optymizmu atmosfera, która tak wyraźnie charakteryzowała kampanię Sandersa, zaczęła słabnąć, ponieważ wyborcy zaczęli zauważać, że biorąc pod uwagę liczbę pozostałych delegatów wygranie przez niego prawyborów jest rzeczywiście niemożliwe. Rozmiary jego kampanii w ostatnim miesiącu znacznie się zmniejszyły, a ponad połowa sztabu odpowiedzialnego za realizację kampanii została zwolniona po zakończeniu prawyborów w Kalifornii. Oficjalnie jednak, Sanders nie wycofał się z wyścigu o fotel prezydenta i planuje kontynuować swoją kampanię wyborczą do samego końca, czyli do Narodowej Konwencji Demokratów w Filadelfii, która odbędzie się pod koniec lipca. W czasie konwencji, miejmy nadzieję, będzie mógł podjąć ostateczną próbę zmiany programu wyborczego Clinton na bardziej progresywny.

Prezydent Barack Obama oficjalnie udzielił Clinton poparcia po tym, jak odniosła ona zwycięstwo w Kalifornii. Sanders spotkał się z Obamą wcześniej w ciągu dnia, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem poparcia przez prezydenta. Chociaż Sanders oficjalnie nie poparł jej kandydatury, powiedział, że sam zagłosowałby na Clinton, ponieważ priorytetem partii w tym okresie powinno być pokonanie kandydata Republikanów Donalda Trumpa. Jego zachowanie zdecydowanie kłóci się z poglądami jego najbardziej zagorzałych zwolenników, których większość zamierza głosować na kandydatkę Partii Zielonych Jill Stein, ponieważ uważają oni, że oddanie głosu na Clinton byłoby niezgodne z ich poglądami. Bardziej radykalni zwolennicy Sandersa utrzymują, że będą raczej głosować na Trumpa niż na Clinton, mimo tego, że program wyborczy Trumpa chyba nie mógłby się jeszcze bardziej różnić od jego programu.

Republikanie

Organizatorzy kampanii Donala Trumpa zmagają się obecnie z wielką zagadką. Chociaż polityk może się pochwalić najgłośniejszymi i najbardziej agresywnymi zwolennikami wśród pozostałych kandydatów na prezydenta, budżet jego kampanii ze względu na niewielkie dofinansowanie jest w opłakanym stanie. Trump może zdecydować się samodzielnie finansować własną kampanie, czego jak do tej pory, mimo zapewnień, jeszcze nie robił. Bez potrzebnych środków finansowych, nie będzie mógł zmobilizować swoim wyborców tak jak prawdopodobnie w dniu listopadowych wyborów zrobi to Clinton.

Trump zwolnił również ostatnio, dokładnie 20 czerwca, menadżera, który był odpowiedzialny za realizację jego kampanii Corey'a Lewandowskiego. Od tamtej pory Trump w ramach kampanii próbował sprawić, żeby jego wizerunek stał się bardziej profesjonalny, a tym samym odpowiadał większej grupie republikanów. Chociaż wielu członków Partii Republikańskiej czuło się zobowiązanymi do poparcia jego kandydatury ze względu na swoją lojalność wobec partii, ich głosy poparcia wydawały się raczej wymuszone. Przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan, który wcześniej odmówił udzielenie poparcia Trumpowi, niedawno go udzielił mając na względzie jedność wewnątrz partii. Kilku znanych republikanów, którzy wcześniej udzielili Trumpowi poparcia, wśród nich Mark Kirk, wycofało się ze swoich oświadczeń w związku z jego kolejnymi obraźliwymi komentarzami. Należący do Partii Republikanów senator Lindsey Graham apelował do członków swojej partii, żeby zamiast partyjnej polityki wzięli pod uwagę dobro kraju: "Nadejdzie czas, kiedy miłość do kraju będzie większa od nienawiści do HiIlary"..