Za sprawą tempa przepływu informacji w dzisiejszych czasach aplikacja Uber, która umożliwia współdzielenie przejazdów, zyskała szeroką popularność. Ostatnio firma traci jednak klientów w związku z doniesieniami o napastowaniu pracowników, działaniach sugerujących poparcie dla zakazu wjazdu obywateli krajów muzułmańskich do Stanów Zjednoczonych oraz agresywnej kulturze pracy. Tymczasem konkurent Ubera, Lyft, pozyskał niedawno 500 milionów dolarów na rozwój.

Lyft to amerykańska platforma umożliwiająca współdzielenie przejazdów. Przedsiębiorstwo z siedzibą w San Francisco powstało w czerwcu 2012 r. Lyft zyskał popularność pod rządami założyciela i obecnego prezesa Johna Zimmera. Początkowo firma skupiała się na przejazdach między kampusami uniwersyteckimi, później zaś na krótkich trasach międzymiastowych. Takie podejście okazało się trafione - w kwietniu 2014 r. Lyft rozpoczął działanie w 24 nowych miastach w ciągu 24 godzin. Przedsiębiorstwo oferuje szereg usług, w tym Lyft Line, która pozwala skojarzyć pasażerów z innymi podróżującymi w tym samym kierunku. W ramach Lyft Plus można skorzystać z pojazdu, który pomieści 6 osób, natomiast Lyft Premier umożliwia przejazd luksusowym samochodem. W styczniu 2017 r. firma poinformowała, że wkrótce dotrze do kolejnych 100 miast, co da w sumie 300 obsługiwanych lokalizacji. To nie koniec sukcesów przedsiębiorstwa - dzięki pozyskanym ostatnio środkom jego wartość może wzrosnąć nawet do 6,9 mld dolarów.

Wzrost popularności Lyft może być powiązany z postępowaniem Ubera po wydaniu przez Trumpa dekretu zakazującego obywatelom krajów muzułmańskich wjazdu do Stanów Zjednoczonych. Nowojorscy taksówkarze ogłosili wówczas bojkot lotniska JFK, gdzie zatrzymano wielu muzułmanów. Uber zaczął wtedy reklamować swoje usługi w tej okolicy, co spotkało się z głośną krytyką. Uznano, że Uber wspiera Trumpa, a na Twitterze (TWTR  ) ogromną popularność zyskał hashtag #DeleteUber. Tymczasem Lyft przekazał milion dolarów na rzecz ACLU - amerykańskiej organizacji non-profit, której celem jest ochrona praw obywatelskich gwarantowanych przez konstytucję.

Sytuację Ubera pogorszyły doniesienia o napastowaniu pracowników. Susan Fowler, która zrezygnowała z pracy w firmie w grudniu 2016 r., wyznała na swoim blogu, że była molestowana przez menedżerów. Gdy postanowiła poszukać pomocy w dziale kadr, odmówiono jej wsparcia i zmuszono do znoszenia zachowania przełożonych. Fowler ujawniła też niepokojące informacje dotyczące atmosfery w Uberze, stwierdzając: "Zdawało się, że wszyscy menedżerowie walczą ze sobą i usiłują osłabić pozycję bezpośredniego przełożonego, aby potem przejąć jego stanowisko".

To nie jedyny aspekt agresywnej kultury pracy w przedsiębiorstwie. Pracownicy Ubera zdradzają anonimowo, że naruszenia ze strony osób zajmujących kierownicze stanowiska są ignorowane. Ponadto podsycana jest niezdrowa rywalizacja między pracownikami. Pojawiały się również doniesienia o obmacywaniu pracownicy przez menedżera, homofobicznych wyzwiskach kierowanych w stronę pracownika czy też groźbach uderzenia kijem bejsbolowym w głowę.

Nie wiadomo, czy spadek popularności Ubera pomógł też innym aplikacjom, ale Lyft zyskał z całą pewnością. Po tym, jak #DeleteUber znalazł się wśród najpopularniejszych hashtagów, udział Lyft w rynku wzrósł z 16,5% do 20,9%. Po opublikowaniu posta przez Fowler miał osiągnąć 21,3%. Nic więc dziwnego, że w firmę inwestują znane spółki, w tym międzynarodowe przedsiębiorstwo inwestycyjne AllianceBernstein (AB  ) czy japoński Rakuten (TYO: 4755).

John Zimmer
John Zimmer

Sukces Lyft najlepiej podsumował prezes John Zimmer. W wywiadzie z "Time Magazine" stwierdził: "Nie jesteśmy tylko miłymi chłopcami. Jesteśmy tym chłopakiem, którego dziewczyna wybiera".