O tym, że Amerykanie są ostatnio bardzo podzieleni i skonfliktowani, dobrze świadczy sprawa rurociągu w Dakocie Północnej, która mimo że na razie uspokojona wciąż budzi kontrowersje.

Wszystko zapowiadało się dobrze: inwestycja przygotowana przez Energy Transfer Partners (ETP  ), warta 3,7 mld dolarów, zakładała budowę rurociągu, który codziennie transportowałby 470 tysięcy baryłek ropy z pól naftowych w Dakocie Północnej do Illnois. Miałoby to stworzyć miejsca pracy i wspomóc lokalne gospodarki. Problemy pojawiły się jednak, gdy okazało się, że trasa rurociągu przebiegać będzie w pobliżu rezerwatu Siuksów, rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Członkowie plemienia i ich zwolennicy uważali, że nie można pozwolić, by rurociąg był zbudowany na terenach, które Siuksowie uważają za rodowe, gdzie ich przodkowie polowali i mieszkali. Co więcej, mieszkańcy rezerwatu obawiali się konsekwencji ekologicznych, jeśli rurociąg przebiegałby blisko rzeki Missouri, a także pod jeziorem Oahe.

Protesty trwały właściwie od samego początku. Latem bieżącego roku Indianie wnieśli pozew przeciwko budowie rurociągu, jednak bez skutku. Z powodu braku dalszych legalnych opcji Siuksowie wraz ze swoimi zwolennikami, a także aktywistami postanowili rozbić obozowisko na terenie budowy.

Zaczęło się we wrześniu, kiedy to zatrudniono prywatną firmę ochroniarską mająca ochraniać buldożery kopiące w miejscu, gdzie prawdopodobnie znajdowały się nagrobki poległych Indian. Gdy protestujący próbowali zatrzymać maszyny, zostali przez ochroniarzy potraktowani gazem i poszczuci psami. Akcja ta odbiła się szerokim echem w Stanach Zjednoczonych, a protesty przybierały na sile.

Z racji, że plac budowy rurociągu niedaleko rezerwatu Siuksów był terenem prywatnym, wkraczanie na niego groziło aresztowaniem. Do połowy października ponad 140 osób zostało zaaresztowanych. Sprawą zainteresowało się nawet Amnesty International, które wyrażało wątpliwości co do traktowania protestujących.

Pod koniec października policja zdecydowała, że obozowisko musi zostać usunięte, argumentując swoją decyzję koniecznością przestrzegania prawa, a także ochrony prywatnego terenu. Protestujący nie ustępowali jednak i podczas próby otworzenia jednej z blokad na moście, zamkniętym wcześniej przez policję, doszło do zamieszek. W ruch ze strony policji poszły armatki wodne i gumowe pociski. Wielu protestujących zostało rannych, a władze tłumaczyły swoje działania agresywnym zachowaniem przeciwników rurociągu. Sprawę tą bada FBI.

Protesty zyskały niemałe poparcie wśród osób i organizacji uczestniczących w życiu publicznym. Siuksów poparło wiele znanych postaci, m.in. senator Bernie Sanders, kandydatka na prezydenta z ramienia Partii Zielonych Jill Stein, aktor Mark Ruffalo, czy organizacji, jak Black Lives Matter. Marsze popierające prawa Indian przetoczyły się przez m.im. Denver i Seattle. Swoje wsparcie dla sprawy wyraziła nawet grupa 2 tysięcy weteranów wojskowych.

Wreszcie, 4 grudnia protestujący mogli uznać swoje działania za niemały sukces. Korpus Inżynieryjny Armii Stanów Zjednoczonych nie wydał zezwolenia, by rurociąg przebiegał pod jeziorem Oahe, jak pierwotnie zakładano. Oznacza to, że budowa została na razie wstrzymana i poszukiwana jest trasa alternatywna.

Jedna strona się cieszy, druga oczywiście wręcz przeciwnie. Szacuje się, że protesty kosztują wykonawcę projektu Energy Transfer Partners około 83 mln dolarów miesięcznie i 2,7 mln dziennie. ETP i partnerzy wydali już 3 mld dolarów na rurociąg. Szukanie innej trasy, konsultacje i dalsze opóźnianie wykonania projektu generuje coraz większe straty dla zaangażowanych w projekt. Sprawa może ciągnąć się miesiącami, dlatego na pewno można zrozumieć ich rozgoryczenie obecnym stanem rzeczy.

W ostatnim czasie w USA dzieje się bardzo mało bez pośredniego lub bezpośredniego udziału prezydenta-elekta Donalda Trumpa, trudno więc dziwić się, że miał on coś wspólnego również z tym. Przyszły prezydent był inwestorem Energy Transfer Partners, a szef owej firmy wsparł kampanię prezydencką miliardera sumą 100 tys. dolarów. W świetle tych faktów nie jest sensacją, że Trump popiera budowę rurociągu, chociaż obiecuje, że kiedy obejmie urząd, jeszcze raz przyjrzy się tej, niewątpliwie skomplikowanej i jeszcze dalekiej od rozwiązania, kwestii.