Prezydent Donald Trump wrócił ze swojej pierwszej zagranicznej podróży, podczas której odwiedził Bliski Wschód i Europę. O jego wizycie w Arabii Saudyjskiej pisaliśmy już w osobnym artykule. Jednak ten punkt programu był zaledwie przystawką przed głównym daniem.

Zostając na Bliskim Wschodzie, Trump poleciał do Izraela, gdzie spotkał się z premierem Benjaminem Netanjahu i prezydentem Reuwenem Riwlinem. Jako pierwszy urzędujący prezydent odwiedził Ścianę Płaczu. Trump zaszczycił również swoją obecnością Instytut Jad Waszem, gdzie, jak zauważyły media, w księdze gości zamieścił dosyć krótką i napisaną frywolnym tonem notatkę, co od razu zaczęło porównania z wpisem poprzedniego prezydenta, Baracka Obamy, który swój wpis potraktował bardzo wzniośle. W późniejszym okresie wizyty Trumpa w Izraelu obecny prezydent wygłosił też przemówienie, w którym apelował o pokój między zwaśnionymi Palestyńczykami a Izraelczykami, trudno jednać uznać, żeby przybliżyło ono w jakikolwiek sposób do rozwiązania problemu.

Po Izraelu wreszcie nadszedł czas na Europę - najpierw prezydent Trump odwiedził Watykan i papieża Franciszka. Ta dwójka w przeszłości wymieniała się subtelnymi nieuprzejmościami, jednak obaj mieli dla siebie prezenty. Franciszek podarował prezydentowi medalion w kształcie drzewka oliwnego, a także encyklikę papieską, w której zawarto plan porozumienia między religią a nauką w celu ochrony środowiska naturalnego, co można odczytać jako jasny sygnał wysłany do Trumpa, który niejednokrotnie zmieniał zdanie i wyrażał wątpliwości co do wpływu człowieka na globalne ocieplenie. Prezydent jednak nie pozostał dłużny - podarował papieżowi oryginalny zestaw książek Martina Luthera Kinga. Ogólnie rzecz biorąc, spotkanie, mimo dosyć niezręcznego początku, przebiegło w normalnej atmosferze, mimo że i tak największą furorę w mediach zrobiło zdjęcie, kiedy to Trump szeroko się uśmiecha, a papież Franciszek wręcz przeciwnie.

Po Watykanie Donald Trump poleciał do Brukseli, gdzie spotkał się m. in. z premierem i królem Belgii. Mimo krytyki tego właśnie miasta w przeszłości - Trump nie jest zwolennikiem rozrastającej się muzułmańskiej mniejszości w tym miejscu - prezydent wypowiadał się w raczej ciepłym tonie. Rozmawiał także z nowo wybranym prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, a także z najważniejszymi urzędnikami Unii Europejskiej - Donaldem Tuskiem i Jean-Claude Junckerem. Polski Przewodniczący Rady Europejskiej w rozmowie z mediami podkreślał, że w niektórych kwestiach się zgodzili, jak na przykład w sprawie wojny na Ukrainie, jednak inne nadal pozostają otwarte, jak wspomniane wcześniej ustalenia dot. klimatu czy handel międzynarodowy. Macron z kolei podkreślał, że mimo iż on i Trump inaczej patrzą na niektóre sprawy, to ich rozmowa była pełna pragmatyzmu.

Bardzo oczekiwanym punktem odwiedzin prezydenta było też spotkanie z przywódcami państw NATO, pierwsze zresztą. Amerykański prezydent w przemówieniu podkreślał, że w tych niełatwych czasach państwa powinny się wywiązywać z obowiązku przeznaczania co najmniej 2% PKB na cele obronne, co Trump niejednokrotnie podkreślał już w swojej kampanii wyborczej. Jednak wszystkie merytoryczne kwestie zeszły na dalszy plan również tutaj, z powodu niemałej PR-owej wpadki amerykańskiego przywódcy. Otóż Trump ustawiając się do zdjęcia przesunął ręką premiera Czarnogóry Dusko Markovicia po to, by znaleźć się bliżej sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, zrobił to w dodatku w wyjątkowo niesubtelny sposób, co oczywiście zostało natychmiast zauważone i skrytykowane.

Ostatnim przystankiem Donalda Trumpa podczas jego pierwszej podróży zagranicznej był szczyt G7 w Taorminie na Sycylii. Szczyt był zapowiadany przez Tuska jako ,,najbardziej wymagający od lat" i rzeczywiście, skądinąd można było usłyszeć zniesmaczone głosy. Kanclerz Niemiec Angela Merkel oznajmiła nawet, że Europa ,,nie może zawsze polegać na innych", dodając też, że ,,muszą wziąć sprawy w swoje ręce", co było oczywistą aluzją do Trumpa i kierunku, w którym prowadzi Stany Zjednoczone. Prezydent USA podczas szczytu nie podjął też wciąż decyzji co do paryskich porozumień klimatycznych, co na pewno nie polepszyło atmosfery wśród reszty przywódców państw G7. Po szczycie i całej 9-dniowej wycieczce, Trump wrócił do Białego Domu.

Wrócił, należy dodać, z poczuciem spełnionego obowiązku i dumy ze swoich osiągnięć, o czym nie omieszkał wspomnieć na Twitterze, dodając, że mimo że praca była ciężka, wizyta była wielkim sukcesem dla Ameryki.

Zapewne Angela Merkel uważa inaczej, jednak dla obu przywódców nie ma czasu na dąsanie się, bowiem kolejna zagraniczna wizyta Donalda Trumpa jest zaplanowana na 7 lipca właśnie do Niemiec, a celem jest odbywający się w Hamburgu szczyt G20.