Lipcowy raport Departamentu Pracy niespodziewanie okazał się wyjątkowo optymistyczny. Wygląda na to, że amerykańska gospodarka umacnia się pod względem zatrudnienia.

W czerwcu liczba zatrudnionych w sektorach pozarolniczych wzrosła o 222 tysiące, z czego 50 tysięcy to efekt rewizji danych z poprzednich miesięcy. Ekonomiści spodziewali się, że przybędzie ich jedynie 175 tysięcy, a więc o 22% mniej. Stopa bezrobocia wzrosła z 4,3 do 4,4%, lecz jest to tylko skutek zwiększenia liczby etatów. Przeciętne wynagrodzenie godzinowe wzrosło o 2,5% w porównaniu z ubiegłym rokiem, co oznacza, że do kieszeni pracowników ogółem trafia więcej pieniędzy.

"Wzrost liczby zatrudnionych znacznie przekroczył oczekiwania" - stwierdził Jim O'Sullivan, główny analityk High Frequency Economics. "Rozczarowuje jednak dynamika wynagrodzeń. Debata dotycząca powiązań między zastojem w gospodarce a inflacją oraz maksymalnego spadku stopy bezrobocia, na jaki może pozwolić Rezerwa Federalna, będzie zatem trwać".

Największy wzrost liczby etatów nastąpił w trzecim sektorze gospodarki: zatrudnienie w usługach znalazły aż 162 tysiące osób.

Stabilizacja na rynku pracy prawdopodobnie zachęci część biernych zawodowo Amerykanów do poszukiwania zajęcia, co może spowodować wzrost stopy bezrobocia, a zarazem spowolnienie wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony, więcej kandydatów do pracy oznacza większy wybór dla pracodawców. Biorąc pod uwagę fakt, że zaostrzenie przepisów imigracyjnych przez Trumpa ograniczy przypływ utalentowanych pracowników z zagranicy, może się to okazać bardzo istotne.

Tak czy inaczej, wciąż brakuje chętnych do pracy w rejonach zdominowanych przez niewielkie przedsiębiorstwa. Właściciel firmy sprzątającej Star Cleaning Systems w stanie Ohio twierdzi, że "na rozmowy kwalifikacyjne przychodzi bardzo mało osób, a te, które przyjdą, nie stawiają się potem do pracy". Jedną z przyczyn może stanowić fakt, że wynagrodzenia rosną zbyt wolno. 10 dolarów za godzinę nie wystarczyłoby potencjalnym pracownikom na benzynę lub wynajem mieszkania w okolicy. Ilość nie przekłada się więc na jakość.

Zdaniem Alana Kruegera, ekonomisty z Uniwersytetu Princeton, na słabą dynamikę wynagrodzeń wpływa również starzenie się społeczeństwa. Na rynku pracy jest obecnie więcej starszych pracowników niż tych, którzy dopiero skończyli studia. Osoby z dłuższym stażem rzadko otrzymują jednak podwyżki.

Kolejny problem, którego nie rozwiążą wyższe wynagrodzenia, stanowi rozbieżność między wymaganiami pracodawców a umiejętnościami pracowników. W niektórych branżach chętnych do pracy może być wielu, lecz nie zapewniliby oni odpowiedniej wydajności. Zbawienne dla gospodarki mogłyby więc okazać się szkolenia ułatwiające przekwalifikowanie osobom, które straciły zatrudnienie po kryzysie finansowym z 2008 r.