Czas na amerykańskie, dwutygodniowe święto tenisa. W Nowym Jorku rozpoczęło się US Open.

W sporcie nierzadko można mieć wątpliwości, które rozgrywki czy trofea są najbardziej prestiżowe. W wielu przypadkach są to Igrzyska Olimpijskie, często jednak na przykład Mistrzostwa Świata, jak w piłce nożnej. W tenisie tych wątpliwości nie ma - najważniejszy jest Wielki Szlem, czyli 4 rokrocznie rozgrywane turnieje, posiadające bardzo długą i bogatą historię.

Wielkoszlemowy sezon rozpoczyna styczniowe Australian Open na kortach twardych w Melbourne. Potem, na przełomie maja i czerwca na powierzchni ceglanej (czyli popularnej mączce) w Paryżu rozgrywane jest French Open (potocznie nazywane Roland Garros). Następnie, około miesiąc później, odbywa się najsłynniejszy turniej tenisowy świata, czyli Wimbledon na londyńskich kortach trawiastych. Wreszcie, na przełomie sierpnia i września, czyli właśnie teraz, rozgrywane jest US Open, także na kortach twardych. Z oczywistych względów to na tym ostatnich Szlemie się skupimy.

Historia US Open sięga roku 1881, kiedy to turniej rozgrywano w Newport w stanie Rhode Island. Wystąpić w zawodach mogli wtedy jedynie członkowie amerykańskiego związku tenisowego. Za tamtych czasów w tenisa grano właściwie jedynie na powierzchni trawiastej, i tak było też w przypadku US Open. Pierwszym wielkim mistrzem tego turnieju był Amerykanin Richard Sears, który zdobył tytuł 7 razy z rzędu. Rozgrywki kobiece zaczęły się 6 lat po męskich, czyli w 1887. Duża zmiana nastąpiła w roku 1915, kiedy to turniej przeniósł się do Nowego Jorku, do West Side Tennis Club. Następna modyfikacja nadeszła razem z tenisowymi zasadami - w 1968 roku zaczęła się era Open, czyli otwarta dla zawodowców(wcześniej rywalizowali jedynie amatorzy). Nawierzchnia również się zmieniała, i to aż dwa razy - w 1975 zmieniono tradycyjną trawę na mączkę, a 2 lata później na nawierzchnię twardą(czasem nazywaną betonem), która zresztą pozostała do dzisiaj. Właśnie przy tej drugiej zmianie nawierzchni turniej przeniesiono też w inne miejsce na mapie Nowego Jorku, a mianowicie do Flushing Meadows, w dzielnicy Queens. W 2006 roku kompleks obiektów tenisowych nazwano imieniem Billie Jean King, legendarnej amerykańskiej tenisistki.

US Open wyróżnia się wśród wszystkich czterech Szlemów wieloma niuansami, zarówno tymi sportowymi, jak i również, a może przed wszystkim, pozasportowymi.

Jeśli chodzi o sportowe, jest to jedyny turniej Wielkiego Szlema, w którym w 5. secie(w przypadku panów) i 3.(w przypadku pań) rozgrywany jest Tie-break, a nie gra się do przewagi 2 gemów jak w Melbourne, Paryżu i Londynie. Przyczyna była oczywista: wymagania telewizji i oszczędzenie czasu, czyli po prostu pieniądze.

Jeśli zresztą chodzi o pieniądze, to tutaj amerykański turniej ma się zdecydowanie czym pochwalić. To US Open jako pierwsze, bo już w 1973 roku, wypłaciło zwycięzcy męskiego singlowego turnieju, Johnowi Newcombe, i zwyciężczyni damskiego, czyli Margaret Court, taką samą kwotę.

Wtedy było to 25 tysięcy dolarów. Teraz 50 tysięcy zawodnicy i zawodniczki singlowi dostają tyle za... pierwszą rundę. US Open jest, bowiem, najbogatszym Wielkim Szlemem. Pula nagród z roku na rok rośnie, a w tym roku wyniosła już ponad 50 milionów dolarów. Triumfator i triumfatorka w singlu otrzymają obecnie ponad 3,7 miliona, a debliści i deblistki 675 tysięcy do podziału. Dla porównania, jeszcze w 2014 roku pula wyniosła ,,jedynie" 38 milionów.

Amerykański Szlem może pochwalić się też największą areną tenisową na świecie. Artur Ashe Stadium, czyli centralny obiekt kompleksu imienia Billie Jean King, swoją nazwę wziął od pierwszego Afroamerykanina, który wygrał turniej wielkoszlemowy. Stadion ma pojemność ponad 23 tysięcy miejsc, a od 2016 roku posiada rozsuwany dach. Kosztował on 100 milionów dolarów i był częścią planu renowacji całego kompleksu, która pochłonęła 550 milionów. Oprócz stadionu im. Ashe'a, na Flushing Meadows znajduje się jeszcze 21 kortów, w tym inne większe areny, jak Louis Armstrong Stadium czy Grandstand.

US Open wyróżnia się także kilkoma sztuczkami, które wpływają na przystępność i atrakcyjność turnieju. Poza wspomnianym, skróconym ostatnim setem, US Open stara się tworzyć atmosferę show, odtwarzając muzykę w przerwach w grze czy sprzedając klasyczne, amerykańskie przekąski. Sam termin rozgrywania turnieju również nie jest do końca przypadkowy. Drugi tydzień turnieju rozpoczyna zawsze Labor Day, czyli po prostu amerykański dzień pracy, który jest federalnym świętem. Wielu Amerykanów korzysta z wolnego dnia odwiedzając właśnie kompleks imienia Billie Jean King.

Od strony czysto sportowej wciąż można liczyć na starych mistrzów i mistrzynie - w męskim turnieju faworytami pozostają Roger Federer i Rafael Nadal, natomiast w kobiecym dziką kartę dostała Maria Szarapowa, która jak nikt inny przyciąga kibiców, dzięki czemu po zawieszeniu za stosowanie nielegalnych środków dostała od organizatorów dziką kartę. Polacy na pewno mogą liczyć na Łukasza Kubota, który w deblu w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo celuje w drugi w tym roku wielkoszlemowy tytuł po wygranej w Wimbledonie.

Najważniejsze rozstrzygnięcia już za tydzień, w drugi weekend września. Zobaczymy, kto będzie się cieszył z dodatkowych milionów na koncie i wygrania ostatniego(i najbogatszego) szlema w tym roku.