Zapewne niejedna osoba przynajmniej raz zetknęła się z wiadomościami mówiącymi jakoby Facebook (FB  ) miał się kończyć. Przepowiednie te najczęściej uzasadnia się podając argument o przemijaniu mody na dany portal społecznościowy - na poczekaniu mógłbym wymienić 4-5 polskich portali, które kiedyś cieszyły się ogromną popularnością, a teraz przepadły w "otchłani" Internetu.

Po co ten wstęp? Ano po to, aby zadać sobie jedno pytanie - czy "przemijanie" portali społecznościowych było związane tylko z modą, czy może również z postępem technologicznym? Kilkanaście lat temu pojawił się Facebook, który zrobiony był po prostu lepiej aniżeli inne portale i właściwie od tamtego czasu Mark Zuckerberg robi wszystko, by jego firma nie wypadła z rynku, a właściwie ciągle znajdowała się wśród liderów swojej branży. Sprawa jest o tyle poważna, że w ostatnim czasie po raz pierwszy zanotowano spadki użytkowników na tak ważnych rynkach jak USA i Kanada. Co tym razem wymyślił szef Facebooka?

Do tytułowej konkurencji z należącym do Google'a (GOOGL  ) YouTubem ma posłużyć platforma Watch. Kilka słów o samej platformie - Facebook Watch na rynku zagościł w ubiegłym roku, w jego ofercie znalazło się ponad 20 pełnometrażowych materiałów premium, a także kilka mniejszych produkcji (czas trwania od 5 do 10 minut). Wedle założeń oferta platformy będzie powiększana każdego dnia o właśnie produkcje krótkometrażowe. Trzeba przyznać, że to wszystko brzmi trochę jak... Netflix (NFLX  ). O co w ogóle więc chodzi? Już śpieszę z wyjaśnieniami.

Dotychczasowo model biznesowy (oczywiście w dużym skrócie) wyglądał następująco: na zakup treści wideo spółka Zuckerberga wydawała prawdziwe krocie - od 10 tys. do 40 tys. USD za odcinek w przypadku produkcji krótkometrażowych oraz od 250 tys. do 1 mln USD w przypadku produkcji pełnometrażowych. Nowy model zakłada udostępnianie materiałów za darmo w zamian za podział z przychodów z reklam, a także przyciągnięcie indywidualnych, niezależnych twórców/producentów. Teraz trzeba przyznać, że to wszystko brzmi jak... YouTube.

Osoby na bieżąco śledzące wydarzenia na rynku social-media od razu dostrzegą, iż posunięcie Facebooka może nie być przypadkowe, a ściślej nie dziać się w przypadkowym czasie. Ostatnie zmiany wprowadzone przez YouTube'a utrudniają zarabianie pieniędzy twórcom treści wideo. Obecnie "progiem wejścia" jest tysiąc subskrybentów danego kanału i 4 tys. godzin czasu, który widzowie poświęcili na oglądanie treści w ciągu 12 miesięcy. Wcześniejszym progiem wejścia było zaledwie 10 tys. wyświetleń łącznie bez względu na okres czasowy. Mówiąc krótko: wcześniej zarabiać mógł praktycznie każdy, teraz niekoniecznie.

Ponadto część z twórców zarzuca YouTube'owi niesprawiedliwe usuwanie filmów, choć to akurat nie mnie oceniać. Póki co faktem jest, iż spółka zarządzana przez Susan Wojcicki jest niekwestionowanym liderem wśród platform wideo umożliwiających zarabianie (całkiem) dobrych pieniędzy. Gra jest warta świeczki. Według raportu Interactive Advertising Bureau, cyfrowa reklama wideo była branżą wartą 5,2 miliarda dolarów w pierwszym półroczu minionego roku. Z kolei zgodnie z danymi Axios oczekuje się, że do 2020 roku dochody z reklam wideo w Internecie wzrosną o około 35%, a przychody z reklam telewizyjnych wzrosną o około 5% w tym samym okresie. Różnica? Spora. Co będzie największym wyzwaniem dla Facebooka? Na początku przyciągnięcie zainteresowanych, później weryfikacja umieszczanych treści, ale jeśli by się nad tym zastanowić, to na obydwóch płaszczyznach firma posiada już przecież ogromne doświadczenie.