Administracja Stanów Zjednoczonych realizuje kolejną przedwyborczą obietnicę Donalda Trumpa. Co tym razem? Właśnie wprowadzono zmiany w programie wiz pracowniczych H-1B, zgodnie z którymi zakazuje się amerykańskim pracodawcom dyskryminacji obywateli USA. Chodzi o zatrudnianie pracowników w sektorze IT. Zdaniem prezydenta-elekta faworyzuje on osoby pochodzące z zagranicy (często z Indii, czy innych krajów azjatyckich), którzy posiadają takie samo lub zbliżone wykształcenie bądź doświadczenie, co Amerykanie jednak godzą się na pracę za dużo mniejszą stawkę. Zastanawiam się, na ile sensowna jest taka argumentacja skoro... tak działa rynek. Weźmy za przykład produkt A i produkt B. Oba wyróżniają się wysoką jakością, spełniają w 100% oczekiwania konsumenta, jednak produkt A kosztuje 100 złotych, z kolei produkt B 80 złotych. Nie zrozumcie mnie źle - nie porównuję człowieka do przedmiotu - chodzi o czystą logikę podczas kierowania się wyborem.

W jaki sposób może to zaszkodzić Dolinie Krzemowej? Nie od dziś wiadomo, iż jest to miejsce będące amerykańskim, a może nawet i światowym "sercem" nowych technologii. W miejscu tym zatrudnienie na stanowiskach specjalistycznych znajduje cały szereg osób. Program wizowy H-1B dotyczy właśnie takich osób. Jednym z warunków ubiegania się o takową wizę jest wykształcenie wyższe. Co więcej obcokrajowcy stanowią ok. 17% zatrudnienia w USA, a sama wiza jest szczególnie popularna właśnie w sektorze IT. Niespełna dwie trzecie wiz wydanych w 2014 roku przyznano osobom znajdującym zatrudnienie w branży nowoczesnych technologii. Wśród firm zatrudniających największą liczbę obcokrajowców należy wymienić takich gigantów jak choćby IBM (IBM  ), Infosystem (INFY  ), czy Tata Consultancy Services, a to tylko początek listy - dalej znajduje się np. Microsoft (MSFT  ) i Apple (AAPL  ). Idąc drogą dedukcji - kłopoty z zatrudnianiem specjalistów, których takie firmy często potrzebują "na zabój", będą mogły mieć realny wpływ na optymalny rozwój przedsiębiorstw. 

Przejdźmy do szczegółów. W ubiegły poniedziałek Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego zapowiedział wzmożenie kontroli programu H-1B. Ma to oznaczać wzmożenie wizyt "terenowych" w celu sprawdzenia, czy pracodawcy faktycznie wolą zatrudniać obcokrajowców kosztem Amerykanów. Jak to będzie wyglądać w praktyce? Nie mam zielonego pojęcia. Pewne jest natomiast to, że sam proces przyznawania wiz stanie się bardziej skomplikowany - potencjalny pracodawca będzie musiał udowodnić, że dany programista posiada unikalną wiedzę specjalistyczną, która jest niezbędna do wykonywania obowiązków na danym stanowisku. Wcześniej proces aplikacyjny można było skrócić nawet do 15 dni, teraz ma się wydłużyć do sześciu miesięcy. Każdy z nas musi się zgodzić, że jest to dość długi okres czasu, a mało kto może sobie pozwolić na tak długie czekanie mając przed sobą niepewną przyszłość. Zmiany w H-1B oznaczają również problemy dla posiadaczy wiz H-4, a więc małżonków posiadaczy wizy H-1B. Wcześniejsze przepisy wprowadzone przez prezydenta Barracka Obamę pozwalały na swobodną i legalną pracę osobom będącą małżonkami pracowników z wizą H-1B. W najgorszym przypadku wprowadzone zmiany mogą oznaczać odebranie wiz H-4, a w następstwie pozwolenia na pracę. Koniec końców może oznaczać to odpływ wysoko wykwalifikowanego kapitału ludzkiego. Domyślam się, że w przypadku konieczności opuszczenia Stanów Zjednoczonych przez jednego z małżonków, druga ze stron również zdecyduje się na wyjazd z kraju.

W jednym z moich artykułów przytaczałem słowa prezesa Goldman Sachs, według którego każda firma powinna reprezentować wartość, jaką jest zróżnicowanie kulturowe. To samo zagrożenie pojawia się i tym razem - zmiany w polityce wizowej zablokują napływ wiedzy specjalistycznej, a być może i również inwestorów pochodzących z zagranicy - jak już wspomniałem, może to zaszkodzić nie tylko Dolinie Krzemowej, ale i całemu krajowi.