Różnorodność w miejscu pracy coraz częściej pojawia się jako jeden z punktów polityki amerykańskich spółek technologicznych.

Badania wskazują na to, że Dolina Krzemowa zdominowana jest przez mężczyzn rasy białej oraz żółtej: z danych opublikowanych w czerwcu 2017 roku wynika, że 69% pracowników Google to mężczyźni, z czego 91% to Azjaci. Kobiety, Latynosi oraz osoby o czarnym kolorze skóry stanowią na rynku technologicznym zdecydowaną mniejszość, jednak działania mające na celu promocję różnorodności spotkały się z mieszaną reakcją odbiorców.

Niektóre inicjatywy nie spodobały się na przykład Jamesowi Damore'owi, byłemu pracownikowi Google (GOOGL  ). W lipcu 2017 roku mężczyzna opublikował na wewnętrznym forum dyskusyjnym Google wiadomość, w której skrytykował politykę dyskryminacji pozytywnej spółki. Stwierdził, że kobiety nie mają odpowiednich predyspozycji do pracy na stanowiskach technologicznych.

Wkrótce po opublikowaniu wiadomości Damore został zwolniony za "utrwalanie stereotypów dotyczących płci", w następstwie czego oskarżył Google o dyskryminację ludzi o białym kolorze skóry oraz konserwatystów. Damore kolejny raz potępił "politycznie poprawą monokulturę" przedsiębiorstwa i w lutym 2018 roku złożył pozew grupowy, zachęcając do dołączenia wszystkie osoby, które czują się prześladowane przez koncern.

Wszystko wskazuje na to, że Damore nie jest osamotniony. Były rekruter YouTube, Arne Wilberg, również zdecydował się na podjęcie podobnych działań. Wilberg oskarżył Google o stosowanie rygorystycznego systemu filtracji oraz programu zatrudniania mniszości. Do nieuczciwych według niego praktyk należało również odwoływanie rozmów o pracę na stanowisku technicznym z kandydatami, którzy nie byli kobietami, czarnoskórymi czy Latynosami. Zgodnie z zeznaniami Wilberga nie chciał on odrzucać kandydatur wykwalifikowanych białych mężczyzn czy Azjatów, dlatego też został zwolniony.

Google stanowczo zaprzeczyło tym oskarżeniom, twierdząc, że proces rekrutacyjny opiera się na weryfikacji dokonań kandydatów, a nie na faworyzowaniu konkretnej płci czy pochodzenia. Z drugiej strony działania koncernu skrytykowali nawet zwolennicy różnorodności w miejscu pracy. Były inżynier Google, Tim Chevalier, oznajmił, że pracownicy będący kobietami, przedstawicielami mniejszości etnicznej czy osobami LGBTQ nie mają zapewnionej ochrony przed szykanowaniem wewnątrz firmy. Ponadto Google zostało pozwane przez kobiety otrzymujące zaniżone wynagrodzenie, przez pracownika, który został zwolniony za promowanie różnorodności oraz z powodu wspierania tzw. "bro culture", zjawiska opierającego się głównie na męskiej solidarności i sprzyjającego różnego rodzaju formom molestowania seksualnego.

Niektórzy obawiają się, że kultura korporacyjna tego giganta technologicznego stała się nieodwracalnie toksyczna. Pracownicy przeciwni promowaniu różnorodności rzekomo prowokowali pracowników o odmiennych poglądach do składania na ten temat "podżegających oświadczeń" by następnie przedstawiać je działowi zasobów ludzkich jako dowód na pogwałcenie panujących w spółce zasad. Managerowie Google nie podjęli żadnych zdecydowanych kroków w celu rozwiązania tego problemu, ponieważ sami bali się oskarżeń o dyskryminację. Wszechogarniająca atmosfera paniki uniemożliwia przeprowadzenie jakiegokolwiek dialogu.

Seksizm oraz "bro culture" od dawna trapią przemysł technologiczny. Eksperci w temacie uprzedzeń i stereotypów twierdzą, że nauka empatii jest najlepszym wyjściem z tego typu sytuacji. Przestrzegają jednak przed stosowaniem jakichkolwiek półśrodków. Organizacyjne oraz psychologiczne bariery miedzy pracownikami spółek, które stawiane są przez coraz wyraźniejszą polaryzację poglądów wśród obywateli Stanów Zjednoczonych, mogą zostać usunięte przy pomocy specjalnych programów uczących empatii oraz myślenia poza utrwalonymi schematami.