Lider pośrednictwa w wynajmie krótkoterminowym - Airbnb (ABNB  ) - z pompą zadebiutował na nowojorskim parkiecie, przy okazji dokonując największego IPO w 2020 roku.

Po kilku dniach giełdowego handlu, Airbnb jest warte prawie 100 miliardów USD kapitalizacji rynkowej, co wydaje się astronomiczną wartością dla firmy, która straciła prawie 1/3 wysokości swoich przychodów w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy bieżącego roku. Jaki zatem w akcjach Airbnb może kryć się potencjał wzrostu dla inwestorów szukających aktywa na dłuższy termin?

W istocie, poza spekulacją, nieduży. Niewątpliwie w spektakularnym debiucie spółki dominujący udział przypadł na wysoką rozpoznawalność marki i szaleństwo tłumu kupującego akcje po każdej cenie. O fundamentach nie było mowy. Skąd tak duże ssanie na akcje nierentownego pośrednika? Ważne, aby zrozumieć sam proces drabinki IPO, zanim akcje trafią w ręce przeciętnego inwestora.

Firmy, które planują wejść na giełdę, zazwyczaj zatrudniają tzw. gwaranta oferty, który organizuje sprzedaż akcji (najczęściej są to duże banki). Te instytucje sprzedają akcje po cenie IPO dużym inwestorom instytucjonalnym, a ci innym (mniejszym) instytucjom finansowym. Na samym końcu określony pakiet akcji trafia, po redukcji, do puli inwestorów indywidualnych. Trudno kupić akcje w IPO, to czysta manipulacja ceną zorientowana na zysk.

Trudno także racjonalnie, poza spekulacją, wytłumaczyć tak nagły wzrost cen. Przypomnijmy, że w pierwszej wersji, akcje w IPO miały kosztować w bezpiecznym przedziale 44-50 USD, wyceniając firmę na około 35 miliardów USD (stanowiło to nieco więcej niż 31 miliardów USD podczas ostatniej rundy finansowania w 2017 roku), co dawało jeszcze powietrza na dalsze wzrosty. Kiedy jednak okazało się, że mimo nienajlepszego położenia Airbnb, biorąc pod uwagę okoliczności pandemiczne, zainteresowanie akcjami jest duże, szybko podniesiono cenę do 56-60 USD, co dawało wycenę już 42 miliardów USD. Nie było to zaskoczeniem, ponieważ wiele firm technologicznych podnosiło ceny przed sprzedażą (jak Snowflake). Kiedy jednak ogłoszono, że ostateczna cena będzie wynosić już 68 USD (z wyceną 47 miliardów USD), był to sygnał, że IPO Airbnb jest już bardzo gorące, co doskonale było widać następnego dnia, jeszcze zanim notowania ruszyły, gdy komputer wskazywał cenę 150 USD. Ostatecznie akcje otworzyły się po 146 USD (to o 115% wyżej niż cena z IPO i aż o 192% powyżej górnej granicy pierwszej ceny) i w pierwszych minutach handlu wystrzeliły jak z procy. Siła olbrzymiego popytu, przy ograniczonej podaży, potrafi zdziałać cuda. W ciagu kilku dni wartość giełdowa spółki potroiła się. Dziś akcje są handlowane po 163 USD.

Można dyskutować o tym, że Airbnb to niekwestionowany lider rynku wynajmu krótkoterminowego obsługujący 4 miliony gospodarzy oferujących pokoje prywatne, mieszkania, domy, wille. Dyskusyjne jest również to, jak duży potencjał ma spółka na przestrzeni lat. Tego obecnie nikt nie będzie w stanie wyliczyć, choćby z uwagi na pandemię COVID-19, która silnie dotknęła finanse firmy, działania lokalnych samorządów dążące do ograniczania działalności portalu w miastach, a także konkurencję. W związku z tym, że nie wiadomo, w jakim tempie turystyka będzie wracała do normy, nie ma szczegółowych wytycznych i prognoz, co uniemożliwia precyzyjną wartość firmy w przyszłości. Wiadomo za to, że biorąc pod uwagę obecne wyniki finansowe (wskaźnik P/S ratio 25 stawia firmę w topie przewartościowanych spółek w swojej kategorii, obok Snapchata czy Pinteresta, spadek przychodów o 32% r/r do 2,5 miliarda USD i koszmarne straty prawie 700 milionów USD netto w pierwszych trzech kwartałach roku 2020), wycena spółki jest bardzo napięta i to ona stanowi największe zagrożenie. Skoro mogła się trzykrotnie zwiększyć w ciągu kilku dni, równie dobrze może szybko się zmniejszyć. Byle większa rynkowa korekta wydrąży dziurę w balonie, co najpewniej wywoła lawinowy spadek kursu. Dostrzegają to także analitycy TipRanks, którzy - choć nielicznie i z dużą rozbieżnością - wystawiają Airbnb uśrednioną laurkę z ceną 123 USD w perspektywie kolejnych 12 miesięcy, to jest prawie 25% poniżej dzisiejszych notowań.

Chciwość może być dobra, ale warto trzymać się pewnych zasad i nie ulegać presji szumu. W krótkoterminowej perspektywie zysk do ryzyka wygląda mało przekonująco.