Mowa oczywiście o "Bright", na realizację którego amerykańska firma wyłożyła aż 90 milionów dolarów, a w walce o prawa do dystrybucji filmu pokonała m.in. Warner Bros - o szczegółach możecie przeczytać w tym miejscu. Czy było warto? "De gustibus non est disputandum", czyli "O gustach się nie dyskutuje" mówi jedno z najbardziej znanych powiedzeń, ostateczną ocenę zostawię więc każdemu z Was, choć od razu uprzedzam - poniższy tekst nie będzie moją recenzją wspomnianego filmu, niemniej przytoczę Wam fragmenty kilku innych komentarzy. Zapraszam do lektury.

Zacznijmy od krótkiego zarysu fabularnego. Akcja rozgrywa się w świecie, w którym ludzie żyją obok stworzeń takich jak orkowie, czy elfy. Główni bohaterowie (policjanci) podczas z jednego z patrolów natrafiają na odkrycie, które może zmienić świat, a jednocześnie przynieść mu zgubę - odkrycie, na którym wielu będzie chciało "położyć swoje łapy". Spoglądając na przedpremierowe informacje miało się dość mieszane odczucia. Z jednej strony w filmie gra Will Smith, aktor mający na swoim koncie świetne kreacje jak choćby Chris Gardner w "The Pursuit of Happyness", czy Ben Thomas w "Seven Pounds". Co więcej, film realizuje Netflix (NFLX  ), który nie raz udowodnił, że nie wkłada pieniędzy (tym bardziej tak dużych kwot) w byle jakie produkcje. Z drugiej strony, mamy niezbyt nowatorski pomysł na główny wątek. To, co w moje ocenie należałoby rozpatrywać jako uzasadnione obawy to fakt, że scenarzystą i reżyserem został David Ayer, człowiek odpowiedzialny za jeden z najgorszych (przynajmniej moim zdaniem) filmów 2016 roku - mam na myśli "Suicide Squad", za którego zresztą został nagrodzony Złotą Maliną w kategorii "Najgorszy scenariusz". Tym, którzy nie mieli okazji oglądać oczywiście odradzam tę wątpliwą przyjemność, jednak na marginesie dodam, iż obaj panowie tzn. Will Smith i David Ayer spotkali się na planie również tego filmu. Jakie opinie zebrał efekt współpracy w "Bright"?

"The Wrap" pisze o czymś zdumiewająco złym na każdym możliwym poziomie, "Vanity Fair" oglądanie filmu określa jako prawdziwe nieszczęście, z kolei "IndieWire" już teraz nie ma wątpliwości, że będzie to najgorszy tytuł tego roku. Co ciekawe, przeglądając polskie recenzje nie spotkałem się z aż tak kiepskimi opiniami, dlatego też tak jak wspomniałem ostateczną ocenę pozostawiam Wam drodzy czytelnicy, czy też drodzy widzowie.

Wiele mówiło się o tym, że "Bright" to dopiero początek filmowej ofensywy Netflixa. Czy tak faktycznie jest? Wiele wskazuje na to, że tak. Na produkcję oryginalnych treści w przyszłym roku firma planuje przeznaczyć (uwaga) 8 miliardów dolarów. Na obecną chwilę wiadomo, że część z tych pieniędzy będzie przeznaczona na sfinansowanie 80 nowych filmów. Ponadto oferta serwisu ma poszerzyć się o 30 nowych serialów anime. Tak na marginesie całkiem niedawno na platformie zadebiutował "Neo Yokio" - pierwszy, oryginalny seriale anime. Pomimo wątpliwej jakości "Bright" takie plany oraz budżet sugerują, iż firma zamierza ochoczo zdobywać nowe segmenty rynkowe, tym samym ciągle kontynuować wzrostowy trend osiąganych przychodów. Jeżeli tylko kolejne produkcje nie będą pozostawiały wątpliwości co do ich jakości, to trend wzrostowy z całą pewnością zostanie utrzymany.