iQOS - urządzenie Philip Morris, które miało umożliwić palaczom rozkoszowanie się nikotyną bez obaw o substancje smoliste, może zbierać dane o zwyczajach użytkowników związanych z tym nałogiem.

Opublikowany przed kilkoma dniami raport Reutersa nagłośnił kontrowersyjną kwestię związaną ze zdobywającym coraz większą popularność urządzeniem o nazwie iQOS. Stworzony przez koncern Philip Morris (PM  ) produkt jest skierowany do osób, które chcą ograniczyć swoją ekspozycję na szkodliwe związki wytwarzane podczas palenia tytoniu, ale nie mogą porzucić palenia. Choć właśnie mniejsza szkodliwość dla zdrowia jest przedstawiana jako główna korzyść tego innowacyjnego urządzenia, to jak to ujęli dziennikarze Reutersa, ma on jeszcze jedną zaletę dla producenta: może zbierać spersonalizowane dane o nawykach i sposobie palenia użytkownika.

Analiza wnętrza urządzenia przeprowadzona przez kanadyjską firmę TechInsights wykazała, że znajdują się w nim dwa mikroprocesory. Jeden z nich technicznie jest zdolny przechowywać i przesyłać informacje takie jak np. liczba zaciągnięć lub ile razy dana osoba korzysta z urządzenia w ciągu dnia. Należy jednak nadmienić, że badano możliwości samego urządzenia, a nie sprawdzano oprogramowania nim sterującego.

--- Więcej na temat iQOS pisaliśmy w artykule "Firmy tytoniowe mają problem z millenialsami." ---

Jak twierdzi Shiro Masaoka, były pracownik Philip Morris, firma stworzyła oprogramowanie umożliwiające zbieranie tych wrażliwych danych. Są one potem parowane z bazą danych użytkowników iQOS. Zdaniem Masaoki, zbierane informacje mają być wykorzystywane do celów marketingowych.

Zapytany o komentarz, Philip Morris przekonuje, że żadne dane nie są powiązane z konkretnym użytkownikiem, a jedynie z urządzeniem. Firma wprawdzie przyznaje, że urządzenie posiada oprogramowanie mierzące temperaturę i długość działania urządzenia, ale nie wykorzystuje tych danych do celów marketingowych.

Dane o liczbie zaciągnięć się podczas spalania jednego wkładu z tytoniem czy liczba użyć iQOS w trakcie dnia wyposażyłyby Philip Morris w potężną bazę wiedzy o tym, jak palimy. Posiadając takie informacje firma mogłaby przeprogramować urządzenia, aby dostarczały nikotynę we wzmocniony sposób, który byłby bardziej uzależniający.

Philip Morris wystąpił do Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków o zgodę na reklamowanie iQOS jako mniej szkodliwego dla zdrowia niż tradycyjne papierosy. W związku z tym przedstawiciele koncernu byli dokładnie przesłuchiwani o sposób funkcjonowania urządzenia przez panel naukowców pracujących dla Agencji. W styczniu bieżącego roku miało o iQOS opowiadała wiceprezydent Philip Morris ds. komunikacji naukowej i publicznej Moira Gilchrist.

Podczas spotkania zapewniała ona, że ilość nikotyny dostarczana przez iQOS i tradycyjny papieros jest niemal identyczna. Co więcej, nie ma możliwości regulowania ilości dostarczanej nikotyny. Przyznała jednocześnie, że firma może pobierać dane o liczbie zaciągnięć, ale tego nie robi dopóty, dopóki nie jest to konieczne do stwierdzenia przyczyny awarii urządzenia. Liczba zaciągnięć przez użytkownika i czas spalania tytoniu z jednego wkładu są automatycznie regulowane przez urządzenie.

Uwagę przedstawicieli Agencji ds. Żywności i Leków przykuł także fakt, że urządzenie posiada wbudowane gniazdo USB i Bluetooth. Zapytana, o to jak firma wykorzystuje łączność Bluetooth, Gilchrist odpowiedziała, że chodzi o przypominanie użytkownikom np. o wyczyszczeniu urządzenia albo zamówieniu wkładów do palenia. "Taka wiadomość może się wyświetlić: 'Hej, nie korzystałeś dzisiaj z Twojego urządzenia iQOS. Rzuciłeś palenie czy wróciłeś do papierosów?' "

W przyszłości możliwe jest jeszcze dokładniejsza kontrola użytkowników iQOS. W 2016 r. Philip Morris złożył wniosek patentowy na czujnik w ustniku. Jak wynika z opisu, ma on mierzyć ilość produktów ubocznych nikotyny w ślinie palacza i automatyczne dostosowanie urządzenia. Takie rozwiązania miałoby umożliwić kontrolę maksymalnego poziomu nikotyny otrzymywanej przez użytkownika. Koncern zapewnia, że w chwili obecnej rozwiązanie to nie jest i nie będzie wykorzystywane w żadnym z urządzeń w najbliższej przyszłości.

Philip Morris posiada już sporą bazę z danymi użytkowników iQOS, którzy zdecydowali się zarejestrować na stronie internetowej firmy. W Japonii klientom oferowane są rabaty na zakup urządzenia, jeśli wpiszą się do bazy danych. W formularzu rejestracyjnym muszą oni podać m.in. swoje preferencje dotyczące palenia czy numer ID konta na Instagramie. Koncern wyjaśnia, że informacje o koncie na Instagramie są potrzebne do dołączenia użytkownika do grona obserwujących konto iQOS na tym portalu, które jest widoczne jedynie dla zweryfikowanych przez Philip Morris pod względem wieku użytkowników. Specjaliści ds. mediów społecznościowych tego tytoniowego giganta jako jeden z przykładów skutecznego wpisu podają ten z serii "Czy wiesz, że?" i pytając odbiorcę: "nasza najnowsza wersja iQOS może być połączona z apką, która pozwoli pomóc Ci przyzwyczaić się do iQOS jeszcze szybciej."

Giganci tytoniowi toczą coraz bardziej zaciekłą walkę w segmencie elektronicznych urządzeń mających zastąpić papierosy. Konsumenci chętnie porzucają papierosy na korzyść gadżetów, które zamiast spalać tytoń podgrzewają go, dzięki czemu wyzwala się o wiele mniej szkodliwych substancji. British American Tobacco jest zadowolone z dotychczasowej sprzedaży swojej odpowiedzi na iQOS o nazwie glo. Z kolei w czerwcu inny członek grona Big Tobacco - Japan Tobacco wprowadzi na rynek japoński urządzenie Ploom Tech.

Chociaż sprzedaż tych urządzeń cały czas rośnie, to od jakiegoś czasu jest ona wolniejsza od oczekiwań, co zaczęło budzić obawy inwestorów. Przyczyną tych obaw były dane Philip Morris o hamującej sprzedaży iQOS na japońskim rynku, gdzie jest on obecny najdłużej. Koncern natrafia na problemy w pozyskaniu nowych klientów. Jako przyczynę wymieniana jest konkurencja i trudności w dotarciu do starszych i mieszkających na wsiach klientów. Informacje te nieco ostudziły inwestorów, którzy obawiają się, że przejście na urządzenia nowej generacji nie będzie wolne od ryzyka. Z kolei spory sukces nieznanej dotąd nikomu firmy Juul Labs, której e-papieros zdobył ogromną popularność wśród młodzieży, co wzbudziło obawy wśród rodziców, ekspertów ds. ochrony zdrowia i koncernów tytoniowych, które zrozumiały, że bariery wejścia na ten rynek nie są tak wysokie jak im się wydawało. W konsekwencji akcje Philip Morris straciły w krótkim okresie ponad 20%.

Ostra konkurencja w segmencie urządzeń do podgrzewania tytoniu i próba przekonania nieprzekonanych sprawia, że koncerny tytoniowe będą musiały jeszcze mocniej zwiększyć wysiłki, aby ściągnąć do siebie klientów. Może się okazać, że dane zbierane od użytkowników posłużą spółce Philip Morris jako przewaga konkurencyjną.