Na kilka kolejek przed końcem sezonu mistrzem Anglii został Liverpool. The Reds czekali na zwycięstwo w lidze od 30 lat. W sytuacji wznowienia rozgrywek piłkarskich odczuwalna jest presja powrotu do "normalnego" życia. Kryzys może rzucić światło na nasze wartości, podkreślając to, jak nasze społeczeństwa postrzegają zawodowy sport, w szczególności piłkę nożną. Decyzja o ponownym uruchomieniu zawodowych lig - gdy badania nie są w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy uprawianie sportu może być głównym źródłem infekcji - jest wymowna. Ujawnia ona zarówno szczególne miejsce piłki nożnej w społeczeństwie, jak i sposób, w jaki postrzegamy piłkarzy.

W innych sferach życia, prosząc kluczowych pracowników, takich jak personel medyczny, ekspedientów sklepów spożywczych czy kierowców, aby poddali się zagrożeniom dla swojego zdrowia, kontynuując pracę, kierowano się pewną logiką. Nie można było pozwolić, aby dostarczanie podstawowych towarów, żywności czy opieki zdrowotnej po prostu się zatrzymało. Piłka nożna się zatrzymała, a społeczeństwo miało się mniej więcej dobrze. Profesjonalna piłka nożna zajmuje zatem szczególną pozycję: pozostaje zbyt ryzykownym zachowaniem dla ogółu społeczeństwa i ewidentnie nie jest niezbędna dla funkcjonowania społeczeństwa, a mimo to gracze są wzywani do powrotu do pracy.

Obecny kryzys pokazuje uprzywilejowaną pozycję sportu w społeczeństwie, z której można na nowo spojrzeć na trendy kulturowe i władzę polityczną. Gra o największe pieniądze toczyła się w Wielkiej Brytanii, gdzie konserwatywny rząd potraktował piłkę nożną inaczej niż inne rodzaje działalności i wyraźnie uznał za priorytet przywrócenie rozgrywek. Sekretarz spraw zagranicznych Dominic Raab wyjaśnił tę decyzję, mówiąc, że "podniesie ona ducha narodu". Ale piłkarze nie postrzegali jej w ten sam sposób. Obrońca Newcastle, Danny Rose, odpowiedział Raabowi "Mam w dupie morale narodu, bracie, życie ludzi jest zagrożone." Piłkarz Norwich, Todd Cantwell napisał na Twitterze po prostu: "My też jesteśmy tylko ludźmi".

To znamienne, że Cantwell w ogóle odczuł potrzebę zwrócenia na to uwagi. Oczywiście, piłkarze to tylko ludzie. Szersza grupa społeczna, która w czasie tej pandemii widziała, jak jej zdrowie i środki do życia w podobny sposób wpływają na dobro publiczne, to klasa robotnicza - ale piłkarze są szczególną grupą. W zamian za rozrywkę, jaką zapewniają piłkarze Premier League otrzymują wysokie pensje. I tutaj dotykamy najważniejszego tematu, czyli pieniędzy. Ocena jest bardziej złożona, gdy weźmie się pod uwagę inne motywacje, które mogą zwiększyć presję na zawodników, aby powrócili na boisko. W Niemczech, kluby z dwóch czołowych dywizji wyraźnie zaznaczyły, że wymagają pełnej zapłaty za prawa do transmisji telewizyjnych. Wiele z nich obawiało się utraty płynności finansowej, jeśli sezon nie zostałby rozegrany do końca, a posiadacze praw telewizyjnych odmówiliby pełnej zapłaty. W Wielkiej Brytanii pula dzielona pomiędzy kluby za prawa telewizyjne do meczów Premier League to ponad 762 mln funtów. Czy wznowienie zawodowej piłki nożnej jest napędzane przez kontrakty o dużej wartości pieniężnej, bardziej niż przez niematerialną wartość społeczną gry?

Bodźce ekonomiczne są niezwykle przejrzyste w Premier League, gdzie plany wznowienia rozgrywek utknęły w martwym punkcie - przede wszystkim w rękach właścicieli sześciu najniższych drużyn ligi. Prezesi tych klubów kalkulowali, że ukończenie sezonu, w którym spadają, kosztowałoby ich w przyszłości więcej w utraconych przychodach z tytułu praw telewizyjnych niż przysługujący im udział w tym sezonie w wysokości 662 milionów funtów. Kluby w większości wydają się mieć zabezpieczoną przyszłość. Jeśli druga fala koronawirusa nie spowoduje kolejnego zablokowania rozgrywek, to sytuacja finansowa większości powinna się poprawić. Jednak nie spodziewajmy się szybko bicia kolejnych rekordów transferowych, w obecnych czasach kluby będą zupełnie inaczej patrzeć na wydawanie pieniędzy. Dla kibiców Manchester United (MANU  ) ciekawostką może być fakt, że praktycznie każdy może stać się akcjonariuszem tego klubu, kupując przynajmniej jedną akcję na giełdzie w Nowym Jorku.