Niechęć Donalda Trumpa do dokonań poprzednika staje się jeszcze bardziej widoczna z racji ogłoszenia rozporządzenia wykonawczego mającego na celu uchylenie Obamacare (Ustawy o Dostępnej Opiece Medycznej - Affordable Care Act). W pierwszej połowie października prezydent Trump podpisał dokument, w którym określono nowe wytyczne w tej sprawie.

Dekret jest początkiem procesu uchylenia ustawy, która była niejako znakiem rozpoznawczym prezydentury Bracka Obamy. Dzięki niej utworzone zostały giełdy ubezpieczeniowe, na których ludzie mieli kupować polisy zdrowotne od konkurujących ze sobą firm. W ten sposób wiele osób korzystało z usług prywatnych ubezpieczycieli po przystępnej cenie, posiłkując się dodatkowo dopłatami z rządowego budżetu. Dla seniorów szczególnie ważne były zmniejszone koszty leków na receptę oraz składek ubezpieczeniowych. Inne zmiany na rynku wprowadzone przez Obamacare obejmują zapewnienie ochrony zdrowia psychicznego, opieki okołoporodowej, sprzedaż polis osobom już na coś chorym bez podwyższania ceny. Od czasu wprowadzenia ustawy aż do tego roku wysokość dopłat osiągnęła 9 mld dolarów, a w ciągu kolejnych 10 lat przewidywany jest wzrost tej wartości do 100 mld dolarów.

Wynikiem nowego rozporządzenia będą gwałtowne zmiany na rynku ubezpieczeniowym, takie jak wyższe składki czy wycofywanie się z niego spółek. Dekret eliminuje dopłaty rządowe, ale zakres planów dotyczących opieki krótkoterminowej ma zostać rozszerzony. Te plany nie obejmą korzystających z Obamacare, mogą jednak przyciągnąć osoby niemające poważnych problemów zdrowotnych, a które mogą sobie na nie pozwolić. Następstwem poszerzenia planów krótkoterminowej opieki może być zwiększenie się kosztów dla beneficjentów Obamacare.

Zarządzenie podpisane przez Trumpa jest śmiałym krokiem podjętym przeciwko administracji Baracka Obamy. Nie jest jednak pierwszym tego typu działaniem. Niedawne rozmowy z przedstawicielami zagranicznych potęg spowodowały całkowite odwrócenie decyzji byłego prezydenta. Trump ogłosił ostatnio zamiary zerwania nuklearnego porozumienia z Iranem, którego stronami są również takie kraje, jak Wielka Brytania, Rosja, Francja, Chiny oraz Niemcy. Pakt, który wszedł w życie w 2015 roku za prezydentury Obamy, wprowadził w Iranie ograniczenie produkcji uranu oraz badań w zakresie broni jądrowej. W zamian międzynarodowe potęgi zniosły sankcje gospodarcze wobec tego kraju.

Trump twierdzi, że wycofanie się z tej umowy jest bardzo prawdopodobne. Zapewnił, że jest ona niekorzystna dla Stanów Zjednoczonych oraz że Iran "nie wywiązuje się" ze wszystkich jej warunków. Trump ma rzekomo skorzystać z ustawy o przeglądzie Kongresu, co umożliwi w ciągu sześćdziesięciu dni wprowadzenie zmian do porozumienia lub jego całkowite unieważnienie. Prezydent Iranu, Hassan Rouhani, zaprzeczył oskarżeniom Trumpa i stwierdził, że "to porozumienie nie jest układem zawartym wyłącznie między Iranem a Stanami Zjednoczonymi, dlatego nie może decydować o nim według własnego uznania." Sigmar Gabriel, premier Niemiec, przestrzegł przed sankcjami w razie zerwania porozumienia. Według niego "taka sytuacja mogłaby doprowadzić do wojny".