Polityka "Remain in Mexico" zablokowana Federalny sąd apelacyjny w Kalifornii wstrzymał zaproponowany przez prezydenta USA Donalda Trumpa program "Remain in Mexico". Sędzia uznał, że Departament Bezpieczeństwa Narodowego nie może odsyłać osób szukających azylu do krajów, w których grozi im niebezpieczeństwo lub śmierć.

Rząd federalny najprawdopodobniej odwoła się od tego wyroku w amerykańskim Sądzie Najwyższym, który w sprawach imigracji jest bardzo często przychylny Trumpowi.

Dyrektor Wywiadu Narodowego

Donald Trump poinformował, że nowym dyrektorem Wywiadu Narodowego prawdopodobnie zostanie John Ratcliffe. Polityk ten już raz został mianowany na to stanowisko, jednak wycofał się jeszcze przed oficjalnym zaprzysiężeniem z uwagi na głosy krytyki, według których nie posiadał odpowiednich kwalifikacji.

Dyrektor Wywiadu Narodowego to niezwykle istotna funkcja, która wymaga od pełniącej jej osoby rozległego doświadczenia i wiedzy. Ratcliffe nie spełnia tego warunku. Wcześniej był burmistrzem małego miasteczka w Teksasie, pracował także jako prokurator, a obecnie zajmuje miejsce w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, Ratcliff oskarżany jest o przypisywanie sobie nie swoich zasług, na przykład ściganie terrorystów.

Warto zaznaczyć, że odkąd Donald Trump objął prezydenturę, dyrektorzy Wywiadu Narodowego nierzadko są w konflikcie z rządem federalnym. Jeden z poprzedników Ratcliffe'a (o ile zostanie zaprzysiężony) podjął decyzję o rezygnacji ze stanowiska z powodu braku porozumienia z prezydentem, a drugi po prostu został zwolniony. Zatrudnienie "swojego człowieka" ma zatem sporo sensu szczególnie teraz, kiedy w USA zbliżają się wybory prezydenckie. Zadaniem dyrektora Wywiadu jest również sprawowanie częściowego nadzoru nad działaniami w zakresie ochrony wyborów.

Ratcliffe był zagorzałym przeciwnikiem Roba Muellera i prowadzonego przez niego śledztwa w sprawie wtrącania się Rosji w amerykańskie wybory w 2016 roku. Ponadto oskarżył administrację Bracka Obamy o "popełnianie przestępstw" podczas śledztwa dotyczącego ingerencji w jeszcze wcześniejsze wybory.

Historyczne porozumienie między USA a Talibanem

Stany Zjednoczone podpisały historyczne porozumienie z talibami, na mocy którego Amerykanie i NATO wycofają swoje wojska z Afganistanu w ciągu 14 miesięcy.

Umowa zawiera podstawowe żądanie, które USA przestawiło na krótko po zamachach na World Trade Center w 2001 roku, a dokładniej przekazanie w ręce Amerykanów wszystkich członków al-Ka'idy. W nowej wersji dodany został warunek, że talibowie nie mogą udzielać schronienia bojownikom ani grupom bojowników, które chcą zaszkodzić USA i jego sojusznikom.

Stany Zjednoczone zgodziły się natomiast na wycofanie 4000 jednostek wojskowych w ciągu kolejnych 135 dni, zniesienie sankcji nałożonych na przywódców Talibanu, a także na wymianę więźniów między rebeliantami a rządem Afganistanu.

"Wykorzystujemy najlepszą w ciągu tego pokolenia okazję na zawarcie pokoju" - powiedział sekretarz stanu USA Mike Pompeo. - "Jeżeli Taliban nie dotrzyma swoich zobowiązań, prezydent Trump wraz z zespołem nie zawahają się zrobić tego, co trzeba, by chronić życie Amerykanów. Jeśli jednak talibowie spełnią swoje obietnice, Stany Zjednoczone podejmą rozsądne kroki w celu wycofania wojsk."

Warunkiem porozumienia jest również, by Taliban rozpoczął negocjacje z afgańskim rządem w sprawie przerwania ognia. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Talibowie wzywają przywódców Afganistanu do wspólnego stworzenia islamistycznego systemu, który w swoim założeniu ponownie ograniczyłby prawa kobiet. Afgańskie władze nie wyrażają zgody na taką umowę.

Proces negocjacji zdaje się być daleki od pomyślnego zakończenia. Afganistan odrzucił wspomniany wyżej plan wymiany więźniów. "Stany Zjednoczone wystąpiły z żądaniem uwolnienia więźniów: to może być przedmiotem negocjacji, ale nie może być warunkiem wstępnym" - oznajmił w niedzielę prezydent Ashraf Ghani.

Departament Stanu USA podkreślił, że porozumienie jest na razie "aspiracyjne" i zależy od dalszego postępowania talibów.

"Nikt nie łudzi się, że będzie to łatwa rozmowa" - powiedział Pompeo.

Trump i koronawirus

Donald Trump powiedział na wiecu w Południowej Karolinie, że koronawirus jest "nowym oszustwem" Demokratów wymyślonym, aby osłabić jego pozycję.

"Jeden z moich ludzi podszedł do mnie i powiedział: Panie prezydencie, próbowali pana pokonać, posługując się Rosją, Rosją, Rosją. Nie poszło im za dobrze. Nie mogli tego dokonać. Potem próbowali oszustwa z impeachmentem" - stwierdził Trump.

Jak na razie na skutek koronawirusa zmarło dwoje Amerykanów. Doszło także do zachorowań osób, które nie podróżowały do miejsc epidemii ani nie miały kontaktu z zarażonymi.

"Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by powstrzymać wirusa i tych, którzy go mają, przed przekroczeniem granic naszego kraju. Nie mamy wyboru" - powiedział prezydent USA. - Niezależnie od tego, czy mówimy o wirusie czy o innych zagrożeniach zdrowia publicznego, polityka otwartych granic Demokratów stanowi bezpośrednie niebezpieczeństwo dla zdrowia i dobrobytu wszystkich Amerykanów."

Podczas sobotniej konferencji prasowej Trump został poproszony o wyjaśnienie, dlatego użył słowa "oszustwo" w odniesieniu do koronawirusa.

"Oszustwo tyczyło się Demokratów i tego, co mówią. Oszustwem było to, co mówili" - sprostował Trump.

Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence został wybrany przez Trumpa na osobę odpowiedzialną za walkę z rozprzestrzenianiem się COVID-19. Po tym, jak wiceprezydent zamknął ostatnie centrum badań na HIV, doszło do gwałtownego wzrostu zachorowań na HIV u narkomanów w hrabstwie Scott w stanie Indiana. Pence nie zdołał zlikwidować ogniska choroby, przez co w ciągu tygodnia liczba chorych na HIV poszła w górę do 20 osób.

Przyczyną pojawienia się nowych zachorowań był fakt, że narkomani dzieli się igłami między sobą. Mimo to Pence odmówił autoryzacji programu wymiany igieł, który spowolniłby rozprzestrzenianie się tej śmiertelnej choroby. Dwa dni później uległszy presji, zlecił dystrybucję strzykawek w hrabstwie Scott. Nie przeznaczył jednak żadnych nowych funduszy ani nie udzielił żadnej innej pomocy w walce z HIV.

"Ogólnie mówiąc, jego [Pence'a] działania pokazały, że nie dofinansował odpowiednio infrastruktury zdrowia publicznego" - powiedziała Beth Meyerson, profesor ds. badań naukowych na Uniwersytecie Arizony i dyrektorka ośrodka zapobiegania AIDS/STD na Uniwersytecie Indiany.