Elon Musk i jego Tesla (TSLA  ) dokonują ryzykownej inwestycji, która może okazać się zarówno wielkim sukcesem, jak i spektakularną porażką. Koncern samochodów elektrycznych otwiera fabrykę w Chinach.

Tesli na dzień dzisiejszy nie trzeba już nikomu przedstawiać. Elektryki firmy w założeniu mają być bezpieczne, szybkie i na kieszeń przeciętnego obywatela. Tesla cieszy się sporą popularnością na całym świecie, także dzięki osobowości CEO firmy, Elona Muska. Nie da się jednak ukryć, że na co dzień firma ma sporo problemów.

Najważniejszym z nich jest oczywiście brak zysków. Tesla wciąż nie zaliczyła ani jednego roku z zyskiem, co na pewno szarga wizerunek zarówno samej firmy, jak i Muska. Jednym z proponowanych rozwiązań od jakiegoś czasu była masowa produkcja, a ostatnie poczynania zdają się potwierdzać, że to w tym kierunku zmierzać będzie elektryczny gigant.

Tesla zapowiedziała i podpisała umowę, na mocy której w Szanghaju zbudowana zostanie fabryka tych elektrycznych aut, nazywana dotychczas "Gigafactory 3". Braku rozmachu na pewno nie można tutaj koncernowi zarzucić - plany są takie, że każdego roku wyjechać z fabryki ma 500 tysięcy aut. Plany są ambitne, ale i ryzykowne, również dlatego, że Tesla coraz bardziej pogrąża się w długu, przez co taka inwestycja wygląda nieco na postawienie wszystkiego na jedną kartę. Tesla nadal nie ujawnia też ceny projektu, jednak sądząc, że "Gigafactory" w Nevadzie (obecnie w budowie) kosztować ma około 4-5 miliardów dolarów, trudno przypuszczać, by koszty fabryki w Chinach były niższe.

Sprawa jest o tyle ciekawsza, że Tesla musiała się przebić przez spory izolacjonizm ekonomiczny Chin. Musk już dotychczas wspominał, że negocjacje z Chińczykami trwały bardzo długo i nie należały do najłatwiejszych, co niejako może potwierdzać fakt, że Tesla jako pierwsza firma zza granicy wybuduje fabrykę w Chinach bez partnerstwa z jakimkolwiek koncernem z Państwa Środka. Trudno powiedzieć, jak będzie to wyglądało w praktyce, ale na chwilę obecną wydaje się, że Musk dopiął swego - nie da się jednak określić, na jakich warunkach.

Dodatkowego i bardzo znaczącego kontekstu sprawie dodają relacje pomiędzy USA i Chinami. Media i eksperci już od dłuższego czasu mówią o wojnie handlowej między tymi dwoma mocarstwami, a kwestia Tesli zdaje się to tylko potwierdzać. Jeszcze w poprzednim roku, Tesla podwoiła wpływy z Chin do 2 miliardów dolarów, co stanowi 20% wszystkich przychodów firmy. Mimo, że udziały elektrycznego giganta na chińskim rynku aut na prąd to jedynie 3%, fabryka na pewno pomogłaby w tym aspekcie. Napięte ekonomiczne relacje między Stanami Zjednoczonymi a Chińską Republiką Ludową na razie na pewno nie pomogły Tesli. Po decyzji Donalda Trumpa o opodatkowaniu importu z Chin, Pekin odpowiedział nowymi taryfami, przez co Musk i spółka zmuszeni byli podnieść ceny aut o nawet 20%. Modele X oraz S podrożały o 20 tysięcy dolarów na chińskim rynku, co może pokazać skalę wojny handlowej między dwoma krajami.

Należy jedynie obserwować rozwój wydarzeń, który może być interesujący nie tylko w aspekcie ekonomicznym, ale również i geopolitycznym. Napięcia między USA i Chinami mogą rosnąć razem z zyskami Tesli na rynku azjatyckim. Sam Musk pozostaje optymistyczny, bo wie, że Tesla swoją markę w Chinach już wyrobiła. Obecnie projekt potrzebuje jeszcze aprobaty od komitetu Komunistycznej Partii Chin.