Mowa oczywiście o wojnie handlowej, o której w gospodarce światowej jest ostatnio dosyć głośno. Tytułowe zawieszenie broni to zawarcie porozumienia między przedstawicielami obu krajów podczas toczących się negocjacji w stolicy Stanów Zjednoczonych. Według pierwszych doniesień porozumienie zakładało obniżkę nadwyżki handlowej Chin w wysokości 200 mld dolarów rocznie. Te pogłoski zostały jednak szybko zdementowane. Co więc wiadomo po trwających trzech dniach intensywnych negocjacji?

Tak naprawdę wiadomo... niewiele. W opublikowanym komunikacie zaznacza się, że obie strony nastawione się na kontynuowanie rozmów dotyczących zmniejszania deficytu handlowego z Chinami, co z drugiej strony oznaczałoby oczywiście wzrost importu z Chin. Brak tutaj konkretnych kwot, choć wiadomo, że jeśli administracja Trumpa w całości zawiesiłaby swój plan nałożenia na Państwo Środka szerokich ceł, to mówilibyśmy o niebotycznej kwocie sięgającej wartości 150 mld dolarów, a mówimy przecież tylko o sankcjach nałożonych w jedną stronę! Chińczycy zarzekali się, że jeśli taki plan wejdzie w życie, to Amerykanie będą musieli liczyć się z podwyższeniem opłat m.in. na produkty rolne oraz samoloty.

Pod dużym znakiem zapytania pozostaje przyszłość jednego z największych chińskich przedsiębiorstw telekomunikacyjnych - mowa o ZTE Corporation. Początkowe doniesienia mówiły o osiągnięciu porozumienia, jednak sam Donald Trump zaprzeczył tym doniesieniom. Gwoli przypomnienia - chińska firma rozzłościła amerykańskie władze potajemną sprzedażą produktów na terenie krajów objętych sankcjami USA - ZTE zawierało interesy m.in. z Iranem oraz Koreą Północną. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że część z produktów oferowanych przez chińskie przedsiębiorstwo m.in. telefony korzysta z amerykańskich rozwiązań technologicznych. Można się więc domyślić, że zakaz współpracy między amerykańskimi firmami a ZTE będzie dla Chińczyków poważnym ciosem. Nic więc dziwnego, że chiński rząd chce ten pat jak najszybciej rozwiązać. Według najnowszych doniesień, trzeba bowiem zaznaczyć, że sytuacja cały czas dynamicznie się zmienia, Trump może domagać się m.in. zmian w zarządzie chińskiego przedsiębiorstwa oraz nałożenia kolejnej kary finansowej. Rząd Stanów Zjednoczonych również ma powody do niepokoju. W kontekście powyższych informacji kolejną firmą, która mogłaby ucierpieć w wojnie handlowej jest największy na świecie producent samolotów pasażerskich - Boeing (BA  ).

Bombardier C-Series podczas montażu końcowego.
Bombardier C-Series podczas montażu końcowego.

Pomimo wspomnianych wcześniej zawirowań informacyjnych i tak naprawdę wielu znaków zapytania, obie strony są zadowolone z zakończonych negocjacji oraz zapowiadają, że to nie koniec rozmów. Według Liu He rozmowy okazały się "pozytywne, konstruktywne i produktywne". Rząd Chin pochwalił ochłodzenie napięć handlowych ze Stanami Zjednoczonymi twierdząc, że poprawienie stosunków gospodarczych leży w interesach obu narodów, mimo że część mediów twierdzi, że to "Kraj Wujka Sama" jest, czy też będzie, stroną wygraną. Mówi się, że w ciągu najbliższych pięciu lat Chiny zwiększą zakupy amerykańskich produktów rolnych o 35-45 procent. Zwiększeniu ulegną również zakupy związane z dostarczaniem energii.

Wiadomość o poprawieniu stosunków między krajami dla inwestorów jest z pewnością wiadomością dobrą. Zakończenie wojny handlowej, czy też dążenie do jej zakończenia, oznacza zmniejszenie niepewności panującej na rynku. Oznacza również, że spółki zagrożone "odniesieniem ran" będą mogły powoli przymierzać się do "spokojnego snu". Na powyższe wiadomości dolar zareagował delikatnym skokiem do góry, jednak jak wiemy amerykańska waluta już od dłuższego czasu utrzymuje trend wzrostowy.