Ostatnie miesiące były burzliwym okresem dla Facebooka (FB  ) i jego CEO, Marka Zuckerberga, przyniosły istną sinusoidę dla tego giganta social media.

Na początku kwietnia na Facebooka spadła afera związana ze sprzedażą danych ponad 87 milionów użytkowników do firmy Cambridge Analytica. Firma ta, jak mogliśmy się dowiedzieć z licznych raportów, zajmowała się między innymi wpływaniem na wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku.

Sprawa natychmiast zrobiła się na tyle poważna, że głos zabrał Mark Zuckerberg. W oświadczeniu napisał, że Facebook ,,ma obowiązek chronić dane użytkowników", a także, że pracuje nad tym, żeby taka sytuacja nie wydarzyła się po raz kolejny. Mówił też o ,,kryzysie zaufania" między Facebookiem a użytkownikami.

Reakcja ludzi także była natychmiastowa. Trendować zaczął hasthag #DeleteFacebook, namawiający do usuwania swojego konta na portalu.

Zuckerberg zapowiedział też, że zgadza się na przesłuchanie w Kongresie, co zresztą zrobił niezwłocznie. Senatorowie zadawali CEO Facebooka różne pytania dotyczące polityki prywatności i ochrony danych. Najczęściej pojawiająca się kwestia rzadko była bezpośrednio adresowana przez Zuckerberga, raczej starał się odpowiadać w jak najbezpieczniejszy sposób, czemu zresztą trudno się dziwić. Jednej z reprezentantek, Kathy Castor, udało się wyciągnąć od Zuckerberga, że Facebook rzeczywiście zbiera dane od użytkowników, nawet, kiedy nie ma ich na portalu i nie są na nim zalogowani.

Oprócz pytań były też pełne patosu deklaracje i odezwy CEO Facebooku, głoszące, że FB to ,,idealistyczna i optymistyczna firma", której zależy na dobru użytkowników. Zuckerberg wziął też pełną odpowiedzialność za błędy raz jeszcze, proponując narrację ,,Facebook to ja". Mówił, że to on, jako założyciel i najważniejsza osoba w firmie bierze pełną odpowiedzialność za popełnione błędy.

Oprócz poważnych pytań były też te, które dosyć dobitnie pokazały różnice pokoleń i brak elementarnej wiedzy na temat internetu i technologii niektórych senatorów. Jeden z nich zapytał na przykład, jak działa model biznesowy Facebooka, skoro ten jest darmowy. Zuckerberg spokojnie odpowiedział, że na FB są przecież reklamy (według szacunków, portal zarabia około 40 miliardów dolarów rocznie z samych reklam). Ogólnie rzecz biorąc, mogło się wydawać, że Zuckerberg był przygotowany na tego typu pytania i nie poczuł się specjalnie zagrożony. Właściwie nic się po jego wizycie w Kongresie nie zmieniło - i o to też na pewno Facebookowi chodziło.

Rynki także oczywiście żywnie reagowały na wszystkie wydarzenia. Przed skandalem z Cambridge Analytica notowania FB były najwyższe w historii, potem jednak, co nietrudno było zgadnąć, spadły aż o 16%. Spory spadek zaliczyły też po wspomnianej wcześniej akcji #DeleteFacebook.

Jednak trendy spadkowe nie utrzymały się na długo. Zuckerberg w Kongresie wypadł na tyle spokojnie, rzeczowo i bez kontrowersji, że rynki zareagowały pozytywnie. Po jego wizycie na Kapitolu akcje FB wzrosły o 3%. Oznacza to, że sam CEO Facebooka dzięki owemu przesłuchaniu zarobił 3 miliardy dolarów. Z racji, że posiada on ponad 401 milionów akcji, ich wartość wynosi obecnie około 66 miliardów.

Można więc zauważyć, że mimo sporego skandalu, niewiele w Facebooku się zmieni, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych. Inaczej sprawa się ma w Unii Europejskiej. W następnym miesiącu, kraje Unii Europejskiej zamierzają wprowadzić w życie Ogólnie rozporządzenie o ochronie danych (ang. General Data Protection Regulation), które ma pozwalać użytkownikom na decydowanie, które dane udostępnione przez nich mogą być przechowywane. Zuckerberg pozytywnie ocenił regulacje i zapowiedział, że tego typu ochrona powinna być dostępna na całym świecie.

Jak widać, Facebook był na zakręcie, ale szybko wyszedł na prostą. Może się wydawać, że takiego giganta żadne afery już nie ruszają.