Ile w wycenie przedsiębiorstwa znaczą słowa, mogli się przekonać akcjonariusze amerykańskiego potentata samochodów elektrycznych - Tesli (TSLA). Po słowach CEO, wskaźnik giełdowy runął w dół.

Akcje Tesli spadły w końcówce kwietnia aż o 9% po tym, jak dyrektor znanego producenta elektryków, Elon Musk napisał na Twitterze, że akcje tego ogromnego producenta samochodów elektrycznych są... zbyt drogie. "Cena akcji Tesli jest zbyt wysoka", powiedział Musk na Twitterze w jednym z kilku zupełnie bezprecedensowych komunikatów w ostatnich czasie. W przeszłości Musk zasłynął cytując m.in. część hymnu narodowego USA oraz deklarował gotowość sprzedaży wszystkich swoich dóbr. Kolejny spadek akcji oznacza pozbycie około 13 miliardów USD wartości rynkowej akcji Tesli oraz lukę w kieszeni Elona, która wyceniana jest na 3 mld USD. Mimo tego zawirowania akcje spółki wyceniane są na poziomie o 50% większym w porównaniu z początkiem kwietnia. A mogło być gorzej. Po kosztownych poczynaniach twórcy Tesli, firma nie za bardzo chciała komentować wybryki swojego prezesa. Nic dziwnego - to nie pierwszy, i zapewne nie ostatni raz kiedy Twitter twórcy marki jest cytowany przez media.

CEO wywodzący się z Republiki Południowej Afryki może się pochwalić bogatą historią prowokujących tweetów i komentarzy. W sierpniu 2018 roku napisał na Twitterze, że zabezpieczył fundusze na ewentualny wykup Tesli, gdy cena akcji osiągnie 420 $, co w ocenie Komisji Papierów Wartościowych i Giełd mogło być działaniem na skraju legalności. Musk w obliczu problemów, gdy te do niego dotarły, w ramach konsensusu z komisją postanowił zapłacić 20 milionów USD i poprosić swojego prawnika o regularne sprawdzanie jego tweetów przed ich publikacją. Pytanie, co robił wtedy, gdy powstał ostatni komentarz. W zeszłym miesiącu sędzia federalny orzekł, że Tesla i Musk muszą stawić czoła procesowi ze strony akcjonariuszy w sprawie tego tweeta. Według prawników Musk miał sugerował w nim oszustwo. Po serii wpadek, które kosztują za każdym razem bardzo wiele, w kwietniu 2019 roku Musk stwierdził nawet na Twitterze: "mój Twitter jest w tej chwili prawie kompletnym nonsensem". Specjaliści tak ocenili działania CEO: "uważamy, że to tak naprawdę żarty ubrane w poważny język, ale Elon to Elon. Z pewnością inwestorzy odczuwają ból głowy, ponieważ jego tweetowanie pozostaje na nagłówkach mediów, ale "ulica" jest wyraźnie sfrustrowana" - ocenia analityk Wedbush Securities, Daniel Ives.

Akcje Tesli w tym roku dość dynamicznie rosły, by doznać spadku w związku z pandemią koronawirusa. Nie ma w tym nic dziwnego - podobny scenariusz przeżywało wiele firm. Od tego czasu akcje Tesli znów przypuściły swoisty atak, by znów prawie dorównywać wycenom poprzedzającym pojawienie się COVID-19. Najnowsze komentarze Muska odnoszą się już do obecnej sytuacji, ale również nie pozwalają przejść obok nich obojętnie. Podczas kwartalnej telekonferencji Tesli Musk wezwał do zniesienia restrykcji USA dotyczących przebywania w domu, które miały na celu ograniczyć wybuch koronawirusa, określając je bardzo mocno, nawet, jako "faszystowskie". Ograniczenia te zmusiły Teslę do m.in. zamknięcia fabryki samochodów w Fremont w Kalifornii. Ostatnie poczynania CEO skomentował analityk Morgan Stanley, Adam Jonas: "Musk ostatnio wypowiada mocne, a czasem kontrowersyjne słowa na temat COVID-19 i niektórych elementów reakcji na kryzys. Uważamy, że próbuje on wykorzystać swoje szerokie grono zwolenników i popularność, aby zwrócić uwagę na niektóre kwestie ekonomiczne, które jego zdaniem można przeoczyć". A jest na co zwracać uwagę bowiem z powodu pandemii przez USA przetacza się fala bezrobocia. Trzeba przyznać, że popularność Muska dosięgła niewyobrażalnych poziomów ponad 33 milionów followersów na Twitterze, co powinno - w teorii - działać na korzyść firmy choć jak widać, nie zawsze tak jest.