Gdy skala i zasięg epidemii koronawirusa stały się jasne, akcje spółek zaczęły pod koniec lutego spadać. S&P 500 (SPY  ) osiągnął najwyższy wynik 19 lutego, a następnie spadł o 35%, osiągając 23 marca najniższy poziom. Stamtąd S&P 500 odbił się o prawie 20%, po czym w ciągu ostatnich kilku dni stracił jedną czwartą tego wzrostu.

Trudno jest zająć pewne stanowisko w tej sytuacji, biorąc pod uwagę ogromną liczbę zmiennych, jakie należy wziąć pod uwagę, w tym rozprzestrzenianie się wirusa, publiczne wykupowanie akcji oraz reakcję polityczną. Jednak jednym ze sposobów jej przeanalizowania jest przyjrzenie się wcześniejszym krachom giełdowym i sprawdzenie, jak poradziły sobie z nimi rynki.

Krach z 2010 r.

Krach z 2010 roku można określić mianem flash crash, tj. krachu błyskawicznego. Od końca kwietnia do połowy maja S&P 500 odnotował ponad 20% spadek. W roku poprzednim S&P 500 znajdował się na nieustanej hossie, odbijając się od dna po wielkiej recesji. W tym okresie stan gospodarki nadal się pogarszał, chociaż już nie w tak szybkim tempie. Mieliśmy również do czynienia nie tylko z obawami związanymi z kryzysem zadłużenia w Grecji, ale i politycznym impasem w Unii Europejskiej dotyczącym tego, jak sobie z tym poradzić.

Uważano też, że był to krótkotrwały wzrost na rynku niedźwiedzia, po którym odnotujemy kolejne spadki. Wówczas nastąpił flash crash, który w zaledwie kilka tygodni wymazał prawie jedną trzecią zysków z poprzedniego roku. Po tym gwałtownym spadku akcje pozostawały w ograniczonym zakresie przez następne cztery miesiące, dopóki nie osiągnęły nowych szczytowych wartości we wrześniu, gdy Rezerwa Federalna USA zainterweniowała, realizując program QE2.

Z perspektywy czasu widać, że była to fantastyczna okazja do zakupu akcji. Nie było inflacji, która ograniczałaby Fed, akcje były rozsądnie wyceniane, a gospodarka powoli wracała do normy.

Krach z 1987 r.

W 1987 r. od połowy sierpnia do początku października giełda spadła o prawie 40%. Odbijając się od dna, akcje pozostawały w określonych zakresie, zanim ponownie zaczęto odnotowywać wzrosty. Przez poprzednie pięć lat na rynku panowała hossa, która nastąpiła po wieloletnim rynku niedźwiedzia z wysoką inflacją i wszechobecnym bezrobociem. Krach w 1987 r. był spowodowany wieloma czynnikami, które obejmowały nie tylko stan wykupienia spowodowany mechanicznymi strategiami obracania akcjami, które zwiększyły sprzedaż, podczas gdy ceny spadały.

Krach w 1987 r. spowodował, że ​​Fed zaczął odgrywać bardziej aktywną rolę jako "pożyczkodawca ostatniej szansy". Doprowadziło to również do wprowadzenia mechanizmów zabezpieczających, które zapobiegłyby pogorszeniu się tego rodzaju wyprzedaży.

Krach z 2020 r.

Jedną z wyraźnych różnic między dwoma poprzednimi krachami a obecną sytuacją jest to, że miały one miejsce na początku hossy po odnotowaniu znacznych wzrostów, kiedy wciąż panowała duża niepewność względem gospodarki. Obecny krach nastąpił za to stosunkowo późno.

Ponadto w przypadku problemów, które doprowadziły do ​​poprzednich załamań, zastosowano rozwiązania polityczne lub regulacyjne. Wówczas mieliśmy do czynienia bardziej z niedoskonałości rynku i istniały obawy, że mogą one negatywnie wpłynąć na gospodarkę. Natomiast tym razem problemy mają charakter gospodarczy, który wpływa na rynki finansowe.

W związku z tym w nadchodzących miesiącach możemy spodziewać się niższych ceny akcji. Inwestowanie w ograniczonym zakresie to najlepszy z możliwych scenariuszy. Obecne problemy nie mają charakteru politycznego, które często są rozwiązywane, gdy nacisk na rynek finansowy zmusza decydentów do podjęcia odważnych, agresywnych działań, tak jak to miało miejsce w latach 1987 i 2010. Tym razem przeciwnik pojawił się z zewnątrz, a jedynym sposobem na poradzenie sobie z nim jest zamknięcie gospodarki na czas nieokreślony, aż znajdzie się sposób na jego pokonanie.