Czytelnicy 'Paszportu' interesujący się ofertami publicznymi i debiutami giełdowymi, są świadomi, iż zderzenie treści prospektu emisyjnego spółki i jej mniemania o własnej wartości z reakcją rynku publicznego bywa emocjonujące. Przypadek WeWork pokazał to w sposób wybitnie dosłowny. Oto krótka historia przeambicjonowanej wizji Adama Neumanna, ryzykownej i lekkomyślnej inwestycji Softbanku, a także nieudanej oferty publicznej, która doprowadziła do załamania sektora IPO.

--- Przeczytaj także: Wyższa szkoła jazdy, czyli jak inwestować w akcje IPO? ---

Zaskakujący był fakt, z jak mocno negatywnym przyjęciem spotkała się treść prospektu emisyjnego spółki We Company, właściciela marki WeWork - międzynarodowej sieci biur coworkingowych. W ciągu zaledwie kilku tygodni, jeden z najbardziej cenionych start up'ów wszech czasów stracił w oczach inwestorów 3/4 swojej wartości (z obliczanych 47 mld USD - to więcej niż Airbnb czy SpaceX) i to zanim trafił na rynek publiczny, a na powierzchnię wypłynęły informacje o głębokich problemach finansowych firmy, która desperacko potrzebuje pomocy, aby móc dalej 'palić światło' w swoich biurowcach. Według wielu komentatorów historia firmy jak z bajki właśnie się skończyła.

Miguel McKelvey, Chief Creative Officer, i Adam Neumann, Chief Executive Officer WeWork
Miguel McKelvey, Chief Creative Officer, i Adam Neumann, Chief Executive Officer WeWork

Adam Neumann to jeden ze współzałożycieli WeWork i CEO firmy przez długi czas. Zanim powstał WeWork, po przyjeździe do Nowego Jorku, Neumann prowadził inne działalności, w tym Greendesk - wymyślony wspólnie z architektem Miguel McKelvey, niejako pierwowzór późniejszego WeWork. To był wbrew pozorom doskonały czas, rok 2010 - okres głębokiego kryzysu w USA - wyprodukował wiele wolnej przestrzeni w biurowcach na Manhattanie, a model biznesowy WeWork faktycznie przedstawił rozwiązanie na zagospodarowanie tej przestrzeni. Pierwsza przestrzeń coworkingowa pod szyldem WeWork powstała przy Grand Street w Nowym Jorku i okazała się strzałem w dziesiątkę. Inicjatywa wzbudziła zainteresowanie innych właścicieli przestrzeni biurowej, a także inwestorów z venture capital, co szybko doprowadziło do intensywnego rozwoju firmy. Biznes rozwijał się szybko i do 2015 roku spółka z wyceną 10 mld USD obsługiwała już ponad 23 000 klientów w 32 lokalizacjach. Chętnych nie brakowało - tanie biurka za 45 USD miesięcznie przyciągały początkujących przedsiębiorców, małe firmy i freelancerów. Wizja stworzenia 'nowego świata', w którym ludzie (społeczność) lepiej pracują wzbudziła powszechne uznanie i podniecenie, rosła jak na drożdżach, także dzięki rozwijającym się mediom społecznościowym.

W 2017 roku rozpoczął się nowy etap w działalności firmy, gdy do grona inwestorów dołączył ten największy - Softbank - powszechnie znany z inwestycji z szybko rozwijające się start up'y (fundusz liczy ponad 80 firm, w tym Uber). Prezes Softbanku mówił 'zróbmy wszystko szybciej, dzięki większym środkom' i tak zrobił. Dzięki potężnym środkom rzędu 8 mld USD(!) z Softbanku, WeWork w latach 2017-2018 szybko rozszerzył swoją działalność - otwierając około 250 nowych biur na całym świecie. Dzięki księgowej sztuczce, podniesiono wartość firmy do astronomicznej wyceny 47 mld USD, co miało wznieść WeWork na bardzo wysoki poziom wśród innych start up'ów, a Softbankowi dać wysoką stopę zwrotu z inwestycji.

Ale to nie wszystko. Dzięki funduszom od Softbanku z licencją na ich szybkie i lekkomyślne wydawanie, Adam Neumann się rozpędził, by w międzyczasie inwestować w inne przedsięwzięcia, jak szkoła w Nowym Jorku czy kryty basen produkujący fale. Coś poszło nie tak.

Gdy w sierpniu 2019 roku WeWork opublikował prospekt emisyjny przygotowujący firmę do IPO, inwestorzy publiczni dostali okazję, by w końcu poznać firmę od środka, obliczyć wskaźniki, faktyczny wzrost czy dane finansowe. Tymczasem w treści znaleźli szereg 'kwiatków' w tym zakup znaku towarowego WE przez Adama Neumanna i jego dalszą sprzedaż innej firmie za 5,9 mln USD. To był jeden z wielu przykładów na to, że kierownictwo korporacji wykonało szereg czynności mających na celu wzbogacenie się kosztem akcjonariuszy firmy i samej firmy. Ponadto w inwestorów uderzyła informacja o koszmarnych wręcz stratach spółki rzędu 3 mld USD w ciągu trzech ostatnich lat, co wywołało dyskusję o zasadności upublicznienia spółki, jej stratosferycznej wręcz wyceny i pracy obecnego zarządu. Na WeWork spadła fala krytyki, w mediach wybuchł pożar, którego nie udało się już ugasić. W efekcie, w miesiąc po publikacji prospektu, spółka podjęła decyzję o odroczeniu oferty publicznej na czas niekreślony i zapowiedziała głęboką restrukturyzację działalności (w tym sprzedaż niepotrzebnych aktywów jak prywatny odrzutowiec Neumanna, szkoły WeGrow i innych inwestycji firmy, przeprowadzenia masowych zwolnień), w pierwszej kolejności odwołując Adama Neumanna ze stanowiska. Softbank stanął na wysokości zadania i wykupił WeWork (wyceniany już tylko na około 8 mld USD), inwestując w nią kolejne 9,5 mld USD, celem zasypania dziury w budżecie, zaspokojenia jej pierwszorzędnych potrzeb i posprzątania bałaganu.

Prowadzenie spółki w całkowicie nierentowny sposób, brak nadzoru zarządu, a także zachłanność inwestora prywatnego i powszechnie stosowany wewnątrzkorporacyjny brak zasad sprawił, że WeWork swoją wizję zmieniania świata na lepsze, będzie musiał odłożyć na później.