Planowane obniżki podatków przez prezydenta Donalda Trumpa tradycyjnie przywołało dyskusję między zwolennikami ,,dużego" i ,,małego" rządu.

Debata na temat roli rządu i zakresu jego obowiązków jest w Stanach Zjednoczonych właściwie nigdy nie ustaje. Według klasycznego podziału Demokraci są za większą rolą państwa, interwencjonizmem, szerokim pakietem zabezpieczeń socjalnych, państwową opieką medyczną i większą centralizacją instytucji publicznych, i co za tym idzie, wyższymi i progresywnymi podatkami. Republikanie, z kolei, opowiadają się za minimalną rolą rządu w gospodarce, wolnym rynkiem, niskimi i prostymi podatkami i raczej za własnością prywatną niż publiczną.

Donald Trump od początku swojej kampanii dawał jednak znać, iż mimo, że był i nadal jest popierany przez partię republikańską, to jeśli chodzi o rolę państwa na pewno nie podziela klasycznego, konserwatywnego myślenia. Zapowiadał więcej wydatków na wojsko, weteranów, często zmieniał zdanie na temat Obamacare, a także zapowiadał promowanie amerykańskich produktów, sprzeciwiając się również umowom promującym wolny rynek, jak na przykład NAFTA.

Dotychczas podczas swojej prezydentury Trump na pewno też nie prezentował typowego dla amerykańskich konserwatystów kapitalizmu. Nie udało mu się rozwiązać problemu opieki medycznej, wprowadza także politykę ,,America First" która jest pewną interwencją w wolny rynek. Jednak na pewno jego plan obniżenia i uproszczenia podatków sprawi, że twardy republikański elektorat odetchnie z ulgą.

Dekret prezydencki Trumpa ma kilka kluczowych założeń. Przede wszystkim, podatki zostały zmniejszone i uproszczone, będzie ich też w założeniu po prostu mniej. Zmianie ulegną także progi podatkowe dla osób fizycznych. Dotychczas było ich siedem: 10%, 15%, 25%, 28%, 33%, 35% i 39,6%. Teraz mają zostać jedynie trzy: 10%, 25% i 35%. Zmniejszony ma zostać także corporate tax, czyli podatek dochodowy od osób prawnych (z 35% do 15%). Reforma zakłada także ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi, podwojenia odpisu standardowego i pozbycie się podatku na Obamacare. Sam dokument zawiera deklarację, że reforma ma w założeniu najbardziej pomóc klasie średniej, jednak jak obliczył instytut Tax Policy Center, najbardziej ulży on najbogatszym. Podczas gdy średnio zarabiający Amerykanie mogą zwiększyć swój już opodatkowany dochód o 1-2%, krezusi mogą liczyć na wzrost nawet o 6%. Przeciętny obywatel w skali roku ma zaoszczędzić jedynie około 1500 $, ale ogólnie zaoszczędzonych ma być ponad 6 trylionów dolarów. Reforma właśnie z tych powodów zbiera sporo nieprzychylnych recenzji, jednak rynki wcale nie zareagowały tak pesymistycznie, o czym pisaliśmy już w innym artykule.

Amerykanie jednak nie bez powodu podchodzą sceptycznie do reformy. Według ostatniego badania przeprowadzonego przez Pew Research Center, rekordowa liczba, bo aż 57% Amerykanów sądzi, że rząd powinien ,,robić więcej" i zapewniać więcej usług, a tylko 39% sądzi, że rząd robi zbyt dużo i powinien w tym polu ustąpić na rzecz prywatnych osób i biznesów. Ostatnio podobne liczby odnotowano w 1995 roku, a obecny wzrost można tłumaczyć dużą popularnością Berniego Sandersa, który swoją kampanię wyborczą opierał na takich obietnicach jak darmowe szkoły wyższe, a także  tym, że Trump, nie jest klasycznym republikańskim kandydatem.

Zobaczymy, jak plan Trumpa a propos podatków wpłynie na poglądy Amerykanów na temat roli państwa w ich życiu. Można zakładać, że jeśli przeciętny obywatel USA poczuje różnicę, może to pozytywnie wpłynąć na wizerunek obecnego prezydenta.