Specjalny prokurator Robert Mueller zakończył śledztwo w sprawie powiązań Rosji z kampanią wyborczą w USA w 2016 roku, które wygrał Donald Trump. Jakie wnioski można wyciągnąć z tego faktu?

Przed konkluzjami warto nakreślić kontekst. Po wyborach w 2016 roku, gdy Donald Trump pokonał faworyzowaną Hillary Clinton. Od razu pojawiły się głosy, że Rosjanom zależało na takim wyniku wyborów, a sam Trump znalazł się pod ostrzałem swoich przeciwników, zarówno politycznych, jak i medialnych. Zarzuty były najcięższe z możliwych - spiskowanie z Rosją. W maju 2017 roku została powołana specjalna komisja, na czele której stanął Robert Mueller, który znany jest z profesjonalizmu i z tego, że, jak sam o sobie mówi, "lubi wsadzać ludzi za kratki". Mueller miał przeprowadzić dokładne dochodzenie i wykazać, czy Rosjanie mieli wpływ na wybory i czy Trump jest tutaj w jakimkolwiek stopniu winny.

Hillary Clinton
Hillary Clinton

Po prawie dwóch latach, 22 marca bieżącego roku, Departament Sprawiedliwości ogłosił, że dochodzenie Muellera zakończyło się. Najważniejsze fakty? Nie ma dowodów, by obecny prezydent USA, Donald Trump, lub ktokolwiek z jego otoczenia, spiskował z Rosjanami podczas wyborów w 2016 roku. Nikomu z otoczena prezydenta nie zostały też postawione zarzuty. Okazało się jednak, że Kreml starał się wpłynąć na wynik wyborów.

Jednak po kolei. Sam fakt niewinności Trumpa jest na pewno dla niego, jego otoczenia i zwolenników sporym sukcesem i kamieniem z serca. Właściwie od samej wygranej Trumpa pojawiały się głosy o "collusion", czyli zmowie, które Prezydent zbywał prostym "absolutely no collusion". Trump często mówił o "teoriach spiskowych" a propos jego kontaktów z Rosją i wielokrotnie oskarżał swoich przeciwników o kłamstwa w tej sprawie. Nic więc dziwnego, że teraz używa jeszcze cięższych oskarżeń. W pierwszym wywiadzie po zakończeniu dochodzenia Trump powiedział, że była to "próba przejęcia władzy", a także, że "nie można pozwolić, by sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła".

Sytuacja jednak nie jest jeszcze tak klarowna. W samym ogłoszeniu dotyczącym raportu, prokurator generalny William Barr cytował raport Muellera, że ten absolutnie "nie oczyszcza" Trumpa. Trudno powiedzieć, co znaczy to w praktyce, wygląda jednak na to, że jest to sprawa na kolejne dochodzenia, a wymiar sprawiedliwości po prostu nie zamyka sobie furtki.

Dyskusja obecnie rozgorzała się o kwestię publikacji raportu. Demokraci domagają się całkowitej i szybkiej publikacji wszystkich dokumentów w Kongresie, by podległ też ocenie opinii publicznej. Sam Trump już odtrąbił zwycięstwo, jednak do publikacji raportu właściwie niczego jeszcze nie może być pewien. Póki co jednak - piłeczka jest po stronie prokuratora Barra. Jeśli podejmie taką decyzję, może przekazać informacje Kongresowi właściwie w każdej chwili.

Trzeba przyznać, że pytań wciąż dużo. Co ze zwolnieniem szefa FBI Jamesa Comeya przez Trumpa? Czy miał na celu utrudnienie śledztwa? Czemu tak wielu współpracowników prezydenta miało lub ma kontakty z wysoko postawionymi Rosjanami? Czemu samemu Trumpowi zdarzało się kłamać na temat tych relacji? Wydaje się, że publikacja raportu może przybliżyć opinię publiczną do poznania prawdy.

Nie można się jednak spodziewać, że zakończy to sprawę wyborów w 2016 roku. Obie strony politycznego spektrum zainwestowały tyle czasu i energii w ten spór, że trudno by było się teraz wycofać.