W sobotę Federalne Biuro Śledcze zatrzymało wysokiego rangą menedżera Volkswagena, Olivera Schmidta, który miał tuszować tzw. aferę spalinową. Jego rola miała sprowadzać się do manipulowania wynikami emisji spalin.

W marcu 2014 amerykańska organizacja non-profit International Council on Clean Transportation (ICCT), której celem jest dbanie o środowisko naturalne i opracowywanie raportów dla amerykańskich regulatorów, opublikowała raport przedstawiający znaczne rozbieżności między wynikami testów emisji spalin samochodów Volkswagena w warunkach codziennych oraz wykazanych w oficjalnych testach laboratoryjnych. Wyniki raportu zostały potwierdzone też przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency). Był to czerwony alarm dla Volkswagena.

Od 2014 do marca 2015 Oliver Schmidt pełnił funkcję szefa amerykańskiego biura inżynierii i środowiska Volkswagena w Stanach Zjednoczonych. Schmidt jest podejrzany o przestępstwa popełnione w latach 2012-2015 - w tym okresie był odpowiedzialny za zapewnienie, że produkowane samochody są zgodne z amerykańskimi i kanadyjskimi normami środowiskowymi.

Na początku afery szefem Volkswagen Group of America był Michael Horn, który pełnił obowiązki od 1 stycznia 2014 roku. Horn stwierdził, że mógł wiedzieć o potencjalnych i naprawialnych problemach, jednak nie wiedział o instalowaniu urządzeń oszukujących wyniki badań emisji spalin. W celu uniknięcia potencjalnych problemów Horn opuścił stery Volkswagena w marcu 2016 r. Jego następca, Martin Winterkorn, także zrezygnował z funkcji prezesa Volkswagena. Nowym CEO Volkswagen został Matthias Mueller.

Zmowa trwała ponad 10 lat - jej celem było stworzenie specjalnego oprogramowania, którego zadaniem byłoby manipulowanie wynikami emisji spalin w silnikach Diesla. We wrześniu 2015 oficjele Volkswagena przyznali się do zainstalowania takiego oprogramowania w 475 000 2-litrowych diesli - samochody bez problemu przechodziły testy, jednak w rzeczywistości emitowały spaliny przekraczające ponad 40 razy ustalone normy prawne. Oszukujące oprogramowanie włączało się automatycznie na okres testów także w 80 000 samochodów z 3-litrowym silnikiem diesla, co pozwalało na emitowanie spalin przekraczając normy dziewięciokrotnie

Volkswagen dąży do zakończenia tego skandalu jeszcze przed 20 stycznia, czyli przed dniem objęcia urzędu przez nowego prezydenta USA Donalda Trumpa, który ogłosił nałożenie wysokiego podatku na samochody Volkswagena produkowane w Meksyku, a sprzedawane w Stanach Zjednoczonych. 

To dopiero początek afery "Dieselgate". Manipulacja wynikami może dotyczyć ponad 11 milionów samochodów VW na całym świecie. Rządy kolejnych krajów podjęły decyzję o szczegółowej kontroli samochodów marek należących do Volkswagena - nielegalna modyfikacja mogła dotyczyć 131 569 samochodów marki Skoda, 76 733 Seatów, 393,450 Audi,  508,276 Volkswagenów, a także 79 838 vanów.

Pomimo afery "Dieselgate" Volkswagen sprzedał globalnie 10,3 mln pojazdów, co oznacza, że sprzedaż samochodów niemieckiego koncernu była wyższa o 3,8 proc. samochodów w porównaniu do roku 2015, z czego w grudniu sprzedaż wzrosła o blisko 12% w porównaniu do grudnia 2015. Jest całkiem prawdopodobne, że Volkswagen zostanie liderem sprzedaży samochodów, a na drugim miejscu uplasuje się Toyota z wynikiem 10,09 milionów sprzedanych aut w 2016 roku.

Volkswagen zgodził się na odkupienie samochodów lub naprawienie szkody, co może go kosztować ponad 20 miliardów euro. Dobrowolna ugoda wynosi ponad 4,3 miliardów dolarów - Departament Sprawiedliwości USA umorzy potencjalne postępowania z prawa karnego i cywilnego. Ponadto Volkswagen przygotował rezerwę w wysokości 18.2 miliardów euro na pokrycie kosztów afery "Dieselgate", z czego 16,2 miliardów pochodzi z rezerwy stworzonej w poprzednim roku. Volkswagena może czekać długoletni proces, wysokie kary oraz ogromne koszty związane z naprawą oprogramowania.