Jedną z wczesnych "ofiar" rosyjskiej inwazji na Ukrainę - i jej niewątpliwych skutków geopolitycznych i gospodarczych - był gazociąg Nord Stream 2, ogromny projekt energetyczny, którego budowa zajęła kilka lat i kosztowała 11 miliardów dolarów.

Jeszcze przed niesprowokowanym atakiem Rosji, nie było korzystnego klimatu dla 1234-kilometrowego podmorskiego rurociągu - zaprojektowanego w celu podwojenia przepływu gazu między Rosją a Niemcami. Teraz wygląda na to, że duży projekt infrastrukturalny został "zabity", jak to ujął jeden z analityków. Układanie rurociągu rozpoczęło się w 2018 roku oraz zakończyło we wrześniu 2021 roku, ale napotkało kilka przeszkód, stając się silnym narzędziem geopolitycznym Moskwy. Od listopada zeszłego roku pojawiły się jednak oznaki kłopotów, gdy niemiecki regulator energetyki tymczasowo wstrzymał proces certyfikacji, który pozwoliłby na eksploatację rurociągu. Zawieszenie nastąpiło, gdy Rosja zgromadziła dziesiątki tysięcy żołnierzy wzdłuż granicy z Ukrainą, choć nie był to oficjalny powód tej decyzji. Ostatni gwóźdź do trumny Nord Stream 2 pojawił się w lutym, po brzemiennej w skutki decyzji Rosji o formalnym uznaniu dwóch prorosyjskich, separatystycznych regionów we wschodniej Ukrainie. To skłoniło niemiecki rząd pod przewodnictwem kanclerza Olafa Scholza do całkowitego wstrzymania procesu certyfikacji. Wojna wrzuciła Europę w kryzys geopolityczny, jakiego nie widziano od lat, i postawiła wspólne projekty i partnerstwa biznesowe między Rosją i Europą (oraz w jej obrębie) - jak Nord Stream 2 - na krawędzi klifu.

Inwazja Rosji przyspieszyła odejście UE od rosyjskiej energetyki. Unia twierdzi, że zmniejszy import rosyjskiego gazu o dwie trzecie do końca 2022 roku i planuje zakończyć swoją zależność od rosyjskiego importu paliw kopalnych do 2030 roku. Rosja odpowiedziała grożąc wstrzymaniem eksportu gazu do krajów postrzeganych jako "nieprzyjazne", jeśli płatności za gaz nie będą dokonywane w rublach, a nie w euro lub dolarach. Grupa G7 póki co odrzuca to żądanie. Główny analityk ds. europejskich badań gazowych w Wood Mackenzie Kateryna Filippenko uważa, że gazociąg nigdy nie zostanie uruchomiony. Rurociąg został opracowany i miał być obsługiwany przez Nord Stream 2 AG, szwajcarską spółkę zależną rosyjskiego gazowego giganta Gazpromu. Był jednak współfinansowany przez kilka innych europejskich firm. W obliczu masowego wycofywania się zachodniego biznesu z Rosji koncerny energetyczne zaangażowane w Nord Stream 2 zostały zmuszone do pogodzenia się z dużymi stratami na projekcie. Niemiecki organ regulacyjny ds. energii, Bundesnetzagentur, stoi na stanowisku, że rurociąg jest daleki od możliwości uzyskania certyfikatu, więc obecnie nie ma szans na kontynuację projektu.

O losie Nord Stream 2 w dużej mierze zadecyduje to, jak zakończy się rosyjska inwazja na Ukrainę, a to zależy od wielu czynników - przede wszystkim od tego, czy prezydent Władimir Putin przyzna, że ​​jego siły nie osiągnęły i nie osiągną celów terytorialnych. Istnieją obawy, że konflikt coraz bardziej przypomina wojnę na wyczerpanie, w której nikt nie wygrywa. W międzyczasie rozmowy między obiema stronami w sprawie zawieszenia broni i porozumienia pokojowego nadal są trudne. Henning Gloystein, dyrektor ds. energii, klimatu i zasobów w Eurasia Group powiedział ostatnio w mediach, że Nord Stream 2 "nie zostanie ponownie uruchomiony ani zatwierdzony, dopóki wojna na Ukrainie nie zakończy się, zapewniając pokój w taki sposób, że przyszła rosyjska agresja będzie postrzegana jako wykorzeniona". To jednak wydaje się dzisiaj nierealne. Analityk dodaje, że jest cień szansy na odkręcenia kurka, ale nie z gazem, a z wodorem, i tylko wtedy, kiedy zmieni się cały rosyjski rząd, w co jeszcze mniej można uwierzyć. Pewne jest, że od lat o zagrożeniach związanych z rurociągiem na dnie Bałtyku mówiła głośno Polska. Niestety, bezskutecznie.

Olaf Scholz
Olaf Scholz