Wspólnota europejska przygotowuje kolejny pakiet sankcji. To słuszny kierunek, ale po wyczerpaniu "łatwych rozwiązań" trudniejsze decyzje napotykają opór cichych sojuszników Moskwy.

Unia Europejska wdrożyła kolejny pakiet sankcji przeciwko Rosji, który ogranicza leasing samolotów oraz import i eksport niektórych produktów, takich jak paliwo do silników odrzutowych, wyroby stalowe i towary luksusowe. Europejski sojusz pozostaje jednak podzielony co do tego, czy rozszerzyć te sankcje na import energii, i to pomimo coraz większych dowodów na możliwe zbrodnie wojenne popełnione przez siły rosyjskie na Ukrainie. Naczelny prokurator Ukrainy stwierdził publicznie, że w miastach odbitych od wycofujących się sił rosyjskich wokół Kijowa znaleziono 410 ciał w ramach śledztwa w sprawie możliwych zbrodni wojennych. Już pewien czas temu różne międzynarodowe organizacje medialne informowały o masowych zabójstwach ludności cywilnej, między innymi w Buczy, ukraińskim mieście położonym w pobliżu Kijowa, które do niedawna znajdowało się pod rosyjską okupacją. Raporty naocznych świadków i ukraińskich instytucji doprowadziły do ​​szeregu wezwań płynących z wewnątrz Unii Europejskiej, by ta posunęła się dalej w karaniu Moskwy za niesprowokowaną inwazję na Ukrainę. Wspólnota europejska pracuje teraz nad kolejnym pakietem sankcji przeciwko Rosji, choć ich końca - a przede wszystkim wymiernego skutku - nie widać.

Ostatni pakiet w szczegółach zakazywał: importu z Rosji węgla i innych stałych paliw kopalnych wszystkim rosyjskim statkom dostępu do portów UE, rosyjskim i białoruskim przedsiębiorstwom transportu drogowego wjazdu do UE, importu innych towarów, takich jak drewno, cement, owoce morza i alkohol, eksportu do Rosji paliwa do silników odrzutowych oraz innych towarów, depozytów w portfelach do przechowywania kryptoaktywów. Brakuje jednak najbardziej dotkliwego komponentu dotyczącego głównych węglowodorów Rosji: gazu i ropy, choć i o tym europejscy decydenci myślą intensywnie. Podczas gdy niektóre narody popierają zakaz dostaw rosyjskiej energii tu i teraz, inne kraje UE twierdzą, że są zbyt zależne od rosyjskiej energetyki i taki ruch zaszkodziłyby bardziej ich własnym gospodarkom niż Rosji. Wśród zwolenników tej propozycji nie brakuje najważniejszych polityków, tj. prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który oświadczył, że UE powinna zgodzić się na ograniczenie rosyjskiej ropy i węgla po okrucieństwach zgłoszonych w Buczy. Polska jest jednym z sankcyjnych liderów, który ogłosił w zeszłym miesiącu, że zrezygnuje z importu rosyjskiego węgla, choć w przypadku gazu to Moskwa sama zrezygnowała z Warszawy jako potencjalnego odbiorcy gazu.

Istnieje jednak bardzo głośna grupa narodów UE, która nadal sprzeciwia się zatwierdzeniu jakichkolwiek sankcji energetycznych. Mowa tu przede wszystkim o m.in. Niemczech czy Austrii. "Austria nie jest za kolejnymi sankcjami dotyczącymi gazu. Jesteśmy bardzo zależni od rosyjskiego gazu i myślę, że wszelkie sankcje, które dotkną nas bardziej niż Rosjan, nie byłyby dla nas dobre. Dlatego sprzeciwiamy się sankcjom dotyczącym ropy i gazu" stwierdził Magnus Brunner, austriacki federalny minister finansów. Europejski urząd statystyczny szacuje, że w 2020 roku Austria importowała prawie 59% swojego gazu ziemnego z Rosji. Według Eurostatu w tym samym roku Bułgaria, Czechy, Łotwa i Węgry importowały nawet większą procentową ilość tego paliwa. Komisja Europejska, ramię wykonawcze bloku, przygotowuje kolejne propozycje sankcji w rozmowach z 27 stolicami UE, bowiem muszą się one na nie zgodzić jednomyślnie. I w tym największy problem, bo prawdziwym enfant terrible jest Budapeszt, który skutecznie blokuje co bardziej śmiałe propozycje płynące z Brukseli.

Władymir Putin, prezydent Federacji Rosyjskiej, zabiera głos w debacie w trakcie siedemdziesiątego szczytu ONZ
Władymir Putin, prezydent Federacji Rosyjskiej, zabiera głos w debacie w trakcie siedemdziesiątego szczytu ONZ