W ostatnim czasie Facebook (FB  ) nie może narzekać na brak zainteresowania. Niestety, najnowsze wiadomości publikowane na jego temat nie można zaliczyć do pozytywnych. Chodzi o podejrzenia dotyczące podejrzanych praktyk w zakresie ochrony danych platformy społecznościowej. W związku z tym notowania przedsiębiorstwa poszły w dół o ponad 14%. Wszystko zaczęło się od doniesień, według Facebook miał ujawnić poufne informacje gromadzone na profilach 50 mln użytkowników. Dane zostały przekazane pracownikowi Cambridge Analytica, który później wykorzystał je w celu promowania kandydatury Trumpa podczas wyborów prezydenckich.

Chociaż Zuckerberg stawił się na przesłuchaniu w sprawie naruszenia przed Kongresem, szokuje fakt, że przedsiębiorstwo wiedziało o nim od około dwóch lat. To poddaje w wątpliwość politykę ochrony prywatności nie tylko Facebooka, ale i innych wielkich firm zajmujących się danymi. W konsekwencji inwestorzy zajęli pozycje obronne, a użytkownicy postanowili przeprowadzić akcję #DeleteFacebook.

Akcja została powołana do życia na Twitterze (TWTR  ) i opatrzono ją hashtagiem #deletefacebook. Ruch ten napędzany jest kontrowersjami wokół Facebooka oraz jego kierownictwa. Głównym zarzutem pod adresem przedsiębiorstwa jest rozpowszechnianie mowy nienawiści, nękania w sieci oraz propagandy. Miało to doprowadzić do obniżenia poziomu zaufania do demokratycznych instytucji oraz stosowane przez spółki rozwiązania w zakresie ochrony prywatności. Co więcej, wielu ludzi uważa, że Trump w pewien sposób obrócił te nieprawidłowości na swoją korzyść, podgrzewając i tak już rozgrzaną do czerwoności atmosferę.

Zuckerberg ustosunkował się do skandalu Cambrige, pisząc: "Próbuję zrozumieć, co tak właściwie się stało i jak się upewnić, że to się nie powtórzy. Dobrą wiadomością jest to, że najważniejsze działania w celu zapobieżenia podobnym sytuacjom podjęliśmy lata temu. Popełniliśmy również błędy, mamy dużo więcej pracy, a więc musimy się pospieszyć i ją wykonać."

Chociaż kurs akcji Facebooka zniżkował już od pewnego czasu, inwestorzy zastanawiają się, czy ostatnie spadki można uznać za wynik akcji #DeleteFacebook czy może po prostu bessy na rynkach.

Sentieo, serwis internetowy prowadzący badania rynków finansowych, porównał nagonkę na Facebooka do akcji #deleteuber, która zyskała popularność po pojawieniu się doniesień na temat kontrowersyjnych działań Ubera związanych z imigrantami w styczniu 2017 roku. Strona wyjaśniła, że krytyka Ubera na Twitterze sięgnęła dużo większych rozmiarów niż w ta przypadku Facebooka, mimo że z platformy społecznościowej korzysta 50 razy więcej osób. 29 stycznia 2017 liczba tweetów z hashtagiem #deleteuber sięgnęła 182 000. 23 marca 2018 roku hashtaga #deletefacebook użyło 126 000 osób, a następnego dnia już tylko 74 000.

Taki kontrast może wskazywać na przywiązanie użytkowników do Facebooka: "Likwidujesz Ubera, a kolejnego dnia przerzucasz się na Lyft" - powiedział szef Sentieo, Alap Shah. - "Z Facebookiem tak się nie da."

Mimo wszystko negatywne reakcje ludzi na skandal z udziałem Facebooka były na tyle częste, że Mastodon, serwis społecznościowy podobny do Twittera, odnotował znaczny wzrost nowych użytkowników. Według twórcy Mastodona Eugena Rochko wraz z rosnącą popularnością akcji #DeleteFacebook liczba dokonanych rejestracji okazała się być cztery razy wyższa niż zazwyczaj.

To ważna informacja, ponieważ witryna posiada "kod opierający się na otwartych źródłach, co oznacza, że każdy może podejrzeć jego budowę. Jej działanie nie jest nadzorowane w centrum danych przez dyrektorów jakiejś korporacji, zamiast tego pracują nad nią sami użytkownicy, którzy zakładają niezależne serwery. Koszty związane z rozwojem pokrywane są z internetowych zbiórek." Błędy Facebooka w zakresie ochrony danych przyczyniły się zatem do zwiększenia rozpoznawalności Mastodona.

Biorąc pod uwagę fakt, że Facebook jest jedną ze spółek FAANG, Wall Street na pewno odczuje skutki spadku jego notowań. Inwestorzy zaczynają tracić zaufanie, a nagłe problemy z zazwyczaj bardzo stabilnym przedsiębiorstwem nie wróżą nic dobrego.