Coraz więcej branż próbuje wyjść z problemów wynikających z pandemii wywołanej COVID-19. Jeszcze kilka, kilkanaście miesięcy temu ruch na drogach zamarł. Liczby wracają do normy, ale firmy tym razem cierpią na... niedobór rąk do pracy na popularnych platformach sharingowych.

Według Rakuten Intelligence koszt przejazdu w aplikacji do współdzielenia przejazdów, takie jak Uber (UBER) lub Lyft (LYFT) wzrósł aż o 92% między styczniem 2018 a lipcem 2021 roku. Wielu kierowców każe również klientom długo czekać na swoje przybycie do umówionego przez aplikację klienta. Głównym powodem jest brak kierowców. Na początku lipca 2021 roku kierowcy Ubera i Lyfta notowali spadek wydajności o 40%. Firmy twierdzą jednak, że aby przekonać kierowców do pracy oferują lepsze niż w przeszłości stawki bazowe, nie mówiąc o różnego rodzaju premiach. Aby odwrócić ten negatywny trend będą musiały jednak zrobić znacznie więcej i płacić zrzeszonym w sieci platform kierowców więcej niż dziś. Według Bena Valdeza, kierowcy i koordynatora wolontariuszy w grupie Rideshare Drivers United kierowcy wciąż jednak czują się niedowartościowani i widzą w sobie źródło zysku. Valdez skarży się również, że kiedy gospodarka zwolniła, zarobki wyniosły może 85 dolarów za 12 godzin pracy. Ciężko jednak dziwić się tym liczbom. Na stronie Ubera widnieje informacja, że kierowcy zarabiają od 22 USD za godzinę w miastach takich jak Orlando do 37 USD za godzinę w miastach takich jak Nowy Jork. Lyft ma długą listę zachęt i premii dla kierowców. Dla tych jednak, którzy nadal polegają na platformach do wspólnego przejazdu, aby zarabiać na życie, jest to oferta niewystarczająca.

Wielu z pracowników widząc ten stan rzeczy zmieniło rodzaj dostarczanego "towaru", z ludzi na... produkty gastronomiczne. Tak też zrobił Chad Polenz, twórca Chad The Gig Economist, wspominając, że dołączając do InstaCart i Doordash, Amazon Flex kierowca mógł zarobić 200 dolarów dziennie. Z jednej strony mogliśmy więc obserwować zamarcie rynku transportu pasażerów, z drugiej rozkwit wszelkiego rodzaju mobilnej gastronomii. Zgodnie z rocznym raportem zysków za rok 2020 podczas gdy przychody Ubera ze wspólnego korzystania z przejazdów spadły w latach 2019-2020 o 43%, przychody z dostaw wzrosły o 179%. Brak kierowców stawia pod znakiem zapytania model biznesowy i ideę wspólnego przejazdu. Żadna z tego typu firm nigdy nie wykazała trwałych zysków, zamiast tego oszałamiające straty w porównaniu z większością innych spółek notowanych na giełdzie. Uber stracił 6,77 miliarda dolarów w zeszłym roku i 8,51 miliarda dolarów w 2019 roku, ostatnim pełnym roku przed pandemią. Lyft stracił 1,75 miliarda dolarów w zeszłym roku i 2,60 miliarda dolarów w 2019 roku, chociaż w zeszłym kwartale po raz pierwszy przyniósł zysk na podstawie skorygowanej wartości EBITDA, która pomija koszty takie jak wynagrodzenia związane z akcjami i podatki.

Rentowność była problemem dla tych firm jeszcze przed pandemią, kiedy Uber i Lyft szybko się rozwijały. W tamtych czasach firmy zajmujące się wspólnymi przejazdami subsydiowały cenę przejazdów promocjami, rabatami, a nawet obniżały koszty przejazdów, aby przyciągnąć nowych klientów. Kapitał zebrany przez te spółki po części został więc przeznaczony na uczynienie przejazdów bardziej przystępnymi i upewnienie się, że kierowcy są zadowoleni z oferowanych stawek. Teraz, gdy Lyft i Uber są spółkami publicznymi, muszą bardziej martwić się o zysk. Aby odwrócić negatywny trend, Uber uruchomił "bodziec" dla kierowców o wartości 250 milionów dolarów, a Lyft wyłożył środki na większą ilość premii i zachęt dla kierowców. Obie spółki są przekonane, że to pomoże, ale czy na pewno? Czas pokaże, jednak ich problemy zaczynają mieć bardziej gruntowny, długotrwały charakter związany z modelem biznesowym aniżeli przejściowym załamaniem rynku.