Koronawirus oficjalnie "dotarł" do Polski. Pierwsze jego "oznaki", zarówno w naszym kraju jak i USA były widocznie jednak znacznie wcześniej. Okazuje się, że na świecie szerzy się nie tylko panika, ale i... puste półki, które witają kupujących.

Pojawienie się wirusa, i to jeszcze w Chinach, doprowadziło do poważnego przerzedzenia żywności w amerykańskich sklepach spożywczych. W ostatnich tygodniach sieci handlowe, w tym popularny Costco, odnotowały gwałtowny wzrost sprzedaży artykułów gospodarstwa domowego, takich jak środki do dezynfekcji rąk, maski na twarz i butelkowana woda. Jak wynika z danych Nielsena z końca lutego, rośnie sprzedaż wielu grup produktów. Doug Baker, wiceprezes ds. relacji branżowych w grupie handlowej FMI zajmującej się handlem detalicznym artykułami spożywczymi, stwierdza jasno, że amerykańscy klienci skupili się na zakupach produktów w celu zapobiegania i przygotowania do zagrożenia spowodowanego koronawirusem, dodając, że w niektórych częściach kraju ludzie przechodzą dosłownie na "tryb reagowania", kupując trwalsze produkty spożywcze, takie jak konserwy oraz mrożone owoce i warzywa. Wiceprezes puentuje wskazując, że sieci sprzedażowe muszą przygotować się do takiej sytuacji, ale w istocie jest to prawie niewykonalne, bowiem nie wiadomo, kiedy i czego może zabraknąć.

Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom w poniedziałek poinformowało, że istnieje około 91 potwierdzonych lub przypuszczalnych przypadków COVID-19 w USA. Wiele osób zaraziło się wirusem podczas podróży. Jednak około 26 przypadków zostało potwierdzonych lub przypuszczalnie są związane z przenoszeniem się wirusa z człowieka na człowieka. Co najmniej 6 osób w Stanach Zjednoczonych zmarło, przy czym większość przypadków miała miejsce w rejonie Seattle. W piątek opublikowano 16-stronicowy przewodnik, aby pomóc sprzedawcom przygotować się na potencjalne zmiany nawyków zakupowych. Wynika z niego, ze konsumenci będą do sklepu przychodzić rzadziej, ale kupując więcej produktów lub preferować zakupy online. Konsumenci będą też... obserwować innych, którzy mając maskę lub żel antybakteryjny pod ręką zechcą zjeść coś w miejscu publicznym. Wśród towarów deficytowych w największych sieciach handlowych zdecydowanie brakuje właśnie maseczek, żeli antybakteryjnych i wody butelkowanej. Brakuje też żywności dla niemowląt, drobiu czy środków czystości. Hitem internetu okazała się z kolei informacja, jakoby brakowało polskiego spirytusu na półkach w odległej Japonii, używanego tym razem do odkażania rąk.

Według Scotta McKenzie z firmy Nielsen zachowania konsumentów związane z koronawirusem z grubsza odzwierciedlają sytuację na rynku spożywczym jaka panuje przed ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, takimi jak huragany lub burze śnieżne. Jednak w przypadku koronawirusa klienci są szczególnie zainteresowani produktami pakowanymi i przedmiotami, które nie podróżowały z daleka. Co więcej, sprzedaż świeżych produktów żywnościowych, takich jak owoce i warzywa oraz importowane produkty, takie jak europejskie sery i mięso, prawdopodobnie odniesie sukces w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony, produkty lokalne i zapieczętowane towary, takie jak batony "granola", prawdopodobnie zyskają popularność. Z kolei wg Karana Girotra, profesora z Uniwersytetu Cornella który bada łańcuch dostaw artykułów spożywczych sklepy mogą ograniczyć zjawisko "panicznego wykupu", zapewniając klientów, że są przygotowani i mają wystarczającą podaż. Naukowiec radzi przyspieszyć import i zatrzymać produkty w scentralizowanych zapasach, aby sklepy mogły wysłać dodatkową dostawę do sklepów i regionów najbardziej potrzebujących, dodając: "Jeśli ludzie naprawdę zaczną panikować i zaczną robić zakupy, to myślę, że wszystkie zakłady będą nieistotne. Staną się one samospełniającą się przepowiednią ". Wydaje się więc, że zakłócenia w łańcuchu dostaw są w większym stopniu wywołane przez panikę przed wirusem a nie przez samego wirusa, choć wciąż należy uważnie śledzić rozwój epidemii i dbać o higienę.