Nawet pomimo przerwy w działaniu Kongresu, ubiegły tydzień w Stanach Zjednoczonych na pewno nie należał do nudnych.

W ramach prowadzonego przez Muellera śledztwa w sprawie rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie ujawniane są kolejne informacje na temat administracji Trumpa. "New York Times" donosi, że John Dowd, zatrudniony na czas śledztwa prawnik prezydenta, wspomniał o możliwym ułaskawieniu przez Trumpa Michaela T. Fynna, byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego oraz Paula Manaforta, szefa kampanii wyborczej Trumpa, nie zważając na fakt, że Robert Mueller wszczął przeciwko nim postępowanie karne.

Niewykluczone, że kolejnym posunięciem specjalnego prokuratora będzie zbadanie, czy wypowiedź Dowda miała na celu wstrzymanie postępów i czy w związku z tym można uznać ją za formę utrudniania śledztwa. Eksperci prawni są w tej sprawie podzieleni. Bez względu na wszystko niektórzy twierdzą, że zespół prawników Trumpa obawiał się informacji, jakie Fynn oraz Manafort mogliby ujawnić.

W międzyczasie Mueller dalej wykonuje swoją pracę. W zeszłym tygodniu do sądu został złożony dokument, z którego wynika, że były wiceszef sztabu Trumpa Rick Gates prowadził liczne rozmowy telefoniczne z osobą powiązaną z rosyjską agencją wywiadowczą na kilka tygodni przez wyborami w USA w 2016 roku. Wspólnik Gatesa nie został jeszcze zidentyfikowany, nie wiadomo także, jaki charakter miały owe rozmowy, jednak według treści wniosku są to informacje "istotne dla śledztwa".

Administrację Trumpa w dalszym ciągu nęka częsta rotacja pracowników - dobrowolna lub nie. W środę Trump usunął Davida J. Shulkina ze stanowiska szefa Departamentu Spraw Weteranów, a na jego miejsce powołany został osobisty prezydencki lekarz, Ronny L. Jackson. Departament Spraw Weteranów jest drugim pod względem wielkości resortem rządu federalnego USA, w związku z czym wielu ludzi uważa, że Jackson nie sprawdzi się w roli sekretarza z racji niewystarczającego doświadczenia oraz niskiego poziomu niezależności od Trumpa.

W poniedziałek Departament Handlu zapowiedział, że w formularzu spisu ludności w 2020 roku ma pojawić się pytanie odnośnie posiadania - bądź też nie - amerykańskiego obywatelstwa. Podobne pytanie zostało umieszczone w spisie po raz ostatni 70 lat temu, dlatego też niektórzy boją się, że jego obecność to wynik działań rządu związanych z polityką Donalda Trumpa, który nie należy do zwolenników imigracji. Kilka stanów złożyło już pozew przeciwko administracji Truma, w którym domagają się usunięcia pytania z formularza. Istnieją obawy, że nie posiadający obywatelstwa mieszkańcy Stanów Zjednoczonych nie wezmą udziału w spisie, ponieważ nie będą skłonni podawać takich informacji rządowi federalnemu. To z kolei będzie skutkowało uzyskaniem niewystarczających oraz niemiarodajnych danych. Należy zaznaczyć, że dokładność danych spisu ludności jest niezwykle ważna, ponieważ stanowi fundament służący do określenia granic politycznych oraz pomagający w rozlokowaniu środków z budżetu federalnego.

W ubiegłym tygodniu Trump dokonał rzeczy niezwykłej - postanowił na chwilę zapomnieć o polityce izolacjonizmu. Prezydent USA okazał solidarność, dołączając do blisko 24 innych krajów, które wydaliły ze swojego terytorium rosyjskich dyplomatów. Decyzja miała ścisły związek z przeprowadzonym przez Rosję morderstwem byłego rosyjskiego szpiega działającego w Wielkiej Brytanii . Chociaż liczba wydalonych polityków osiągnęła rekordowy poziom, działania samego Trumpa miały dość dwuznaczny charakter. Po pierwsze, nie dokonał on publicznego potępienia zamachu, a po drugie, pogratulował Putinowi ponownego wybrania go na stanowisko prezydenta, mimo że niedawne wybory w Rosji uważane są za sfałszowane oraz mimo że takie posunięcie było mu stanowczo odradzane przez doradców.