W ubiegłym tygodniu administracja Trumpa musiała poradzić sobie z zamieszaniem wywołanym przez taśmy oraz książkę celebrytki i byłej prezydenckiej doradczyni Omarosy Manigault. W "Unhinged: An Insider's Account of the Trump White House" Omarosa zdradza pikantne szczegóły z życia Trumpa, a nawet sugeruje, że ma on demencję. Co więcej, z książki dowiadujemy się, że prezydent USA chciał płacić gwieździe 15000 dolarów miesięcznie, aby ta milczała na temat okresu, w którym pracowała w Białym Domu. Nie wiadomo jednak, na ile owe rewelacje są zgodne z prawdą. Aby tradycji stało się zadość, Trump odpowiedział Omarosie na Twitterze, atakując i nazywając ją "szurniętą, płaczliwą szumowiną", "psem" oraz "złośliwą, ale nie inteligentną" osobą.

Oprócz tego prezydent Stanów Zjednoczonych pojawił się w mediach z jeszcze innego powodu. W zeszłym tygodniu cofnął poświadczenie bezpieczeństwa Johnowi Brennanowi, byłemu szefowi CIA, który jest otwartym przeciwnikiem jego polityki. Decyzje o wycofaniu takiego poświadczenia należą do rzadkości i mogą zostać podejmowane tylko w przypadkach określonych przez wytyczne rządu federalnego. Podając przyczyny swojego postanowienia, Tump nie uwzględnił rządowych przepisów, ale za to oskarżył Brennana o "kłamanie" i wygłaszanie "coraz to bardziej szalonych komentarzy... blokujących dostęp do najbardziej strzeżonych tajemnic i obiektów w kraju". Wiele osób jest zdania, że cofnięcie poświadczenia jest częścią umotywowanej politycznie zemsty Trumpa za nieskrywaną wrogość Brennana wobec jego prezydentury.

Twitter po raz kolejny stał się areną potyczek amerykańskich polityków, ponieważ Brennan umieścił wpis, w którym stwierdził, że prezydent Stanów Zjednoczonych jest "pijany władzą". W odpowiedzi Trump napisał: "Czy ktoś przyjrzał się błędom, które John Brennan popełnił będąc szefem CIA? Z łatwością przejdzie do historii jako NAJGORSZY [szef CIA], a odkąd odszedł, stał się nikim innym jak tylko krzykaczem, partyjnym, politycznym partaczem, któremu nie można powierzyć sekretów naszego państwa!"

W tym samym czasie okazuje się, że proces Paula Manaforta, byłego managera kampanii wyborczej Trumpa, oskarżonego o konspirację i oszustwa finansowe, przedłuży się do przyszłego tygodnia. Prezydent USA przyznał, że wspomniany wyżej proces jest "bardzo smutny". Odmówił udzielenia odpowiedzi na pytania dotyczące potencjalnego ułaskawienia Manaforta, jednak wykorzystał tę okazję do skrytykowania prowadzonego przez prokuratora specjalnego Roberta Muellera śledztwa, nazywając je "ustawionym polowaniem na czarownice". Już niedługo Trump może spodziewać się kolejnych problemów: w "New Jork Times" ukazał się artykuł, według którego doradca Białego Domu Donald McGahn współpracuje z Muellerem w celu ochrony "stanowiska prezydenta, a nie samego prezydenta".