Oprócz kryzysu gospodarczego na globalnych rynkach, którego rozmiary nie są jeszcze do tej pory znane, COVID-19 przynosi inne skutki, o których rzadko się mówi. Pandemia prowadzi do coraz większych zaburzeń psychicznych wśród ludzi na całym świecie.

Koronawirus wstrząsnął całym światem rokiem ograniczeń, blokad, trudnej sytuacji gospodarczej, izolacji i ponurymi wynikiem zgonów, bowiem statystyki mówią o liczbie pół miliona Amerykanów, którzy zmarli z powodu COVID-19. Pandemia trwa jednak kolejny rok, a Amerykanie zmagają się coraz częściej z depresją, lękiem i bezsennością szukając jednocześnie wsparcia dla swojego zdrowia psychicznego. Służba zdrowia jest jednak niewydolna, by pomóc wszystkim zainteresowanym. Kiedy pandemia zaczęła się po raz pierwszy, znana w Stanach Zjednoczonych psycholożka dr Mary Alvord odnotowała niemal natychmiastowy wzrost liczby osób poszukujących leczenia zarówno lęku, jak i depresji. Doktor Alvord jest psychologiem i dyrektorem Alvord, Baker & Associates w Rockville w stanie Maryland. Pierwszy przypływ ludzi szukających pomocy miał wynikać z niepokoju oraz poczucia niepewności co do tego, co się wydarzy. W kwestii fundamentalnej niewiele tu się zmieniło - wciąż nikt do końca nie jest w stanie stwierdzić, kiedy pandemia się skończy. Psychologowie, tacy jak Alvord mówią o tym, że w ciągu ostatniego roku widywali większą ilość pacjentów z lękiem i depresją, a jednocześnie większość z nich korzystała ze wsparcia psychologicznego na odległość. Zgodnie z danymi Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (APA) jesienią ubiegłego roku 1/3 psychologów stwierdziła, że ​​od początku pandemii przyjmuje większą ilość pacjentów.

Wśród psychologów leczących zaburzenia lękowe prawie 3/4 ankietowanych przez APA zgłosiło wzrost zapotrzebowania na leczenie. Odnotowano również podobny wzrost zapotrzebowania na leczenie zaburzeń związanych ze stresem oraz zaburzeń snu. Korzystanie ze zdalnych usług psychologicznych było możliwe m.in. dzięki zarządzeniom APA, ale również Centers for Medicare & Medicaid Services, które również zrewidowały dotychczasowe zasady udzielania porad lekarskich, aby umożliwić rozszerzenie tych usług za pośrednictwem internetu. Lekarze postulują utrzymanie tego dostępu przez co najmniej sześć miesięcy po ogłoszeniu przez rząd zakończenia pandemii. Mimo wszystko nadal istnieje wiele przeszkód, takich jak liczba dostępnych specjalistów w dziedzinie zdrowia psychicznego w Stanach, koszty i czas oczekiwania na wizytę, ale rozwój teleopieki ułatwił dostęp do opieki psychologicznej wielu chorym. Chroniczny brak personelu medycznego to nie jedynie polski problem - w USA był on widoczny i przed pandemią. Według danych PitchBook przewiduje się, że globalny rynek zdalnej medycyny osiągnie wartość 312 miliardów USD do 2026 roku, co oznacza ponad czterokrotny wzrost poziomu z 2019 roku. Łącznie w 2020 roku w medycynę zdalną zainwestowano 1,8 miliarda USD, w tym takie firmy jak Doctor on Demand i MDLive, które oferują terapię wirtualną.

Według danych APA pracownicy służby zdrowia, którzy są na pierwszej linii frontu, rodzice dzieci poniżej 18 roku życia i ojcowie - bardziej niż matki - byli grupami najbardziej poszukującymi pomocy. Jest jednak za wcześnie, by stwierdzić, czy ci, którzy szukali leczenia podczas pandemii będą nadal korzystać z opieki, gdy pandemia minie. Według lekarzy w wielu przypadkach leczenie to będzie kontynuowane, szczególnie w formie zdalnej, która ma być coraz popularniejsza. Alvord of Alvord, Baker & Associates również opowiada się za rozwojem usług zdalnych. Klinika tylko w ciągu ostatniego roku przeszkoliła 10 000 specjalistów ds. zdrowia psychicznego. Paradoksalnie więc pogarszający się stan psychiczny wielu osób na świecie skutkuje rozwojem innowacji w zakresie medycyny oraz medycyny zdalnej, która będzie się rozwijać, a pandemia tylko przyśpieszyła ten rozwój. Z drugiej strony wiele schorzeń wymaga fizycznego kontaktu z lekarzem, więc nie w każdej dziedzinie ten wzrost będzie jednakowo szybki.