W miniony weekend doszło do długo oczekiwanego lotu testowego maszyny firmy zajmującej się turystyką kosmiczną Virgin Galactic (SPCE  ). Ale coś poszło nie tak. Akcje poszły w dół.

Lot testowy odbył się w sobotę. Start nastąpil w godzinach porannych z portu kosmicznego America w Nowym Meksyku. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, jednak po odłączeniu kapsuly Unity od statku matki Eve doszło do defektu. Silnik rakietowy Unity nie zapalił i statek nie mógł dotrzeć w stratosferę. Obaj piloci wrócili bezpiecznie na ziemię.

Dzień później dyrektor generalny Virgin Galactic, Michael Colglazier, wyjaśniając sytuację, poinformował, że po odłączeniu ze statku-matki komputer pokładowy SpaceShipTwo Unity, który monitoruje utratę połączenia z silnikiem rakietowym, wykazał błąd i uruchomił scenariusz awaryjny, który celowo zatrzymał zapłon silnika rakietowego. Innymi słowy niepowodzenie sobotniej misji to błąd komputera, a nie wada silnika. Colglazier zapewnił, że firma przeanalizuje dane i niebawem wykona kolejny lot. Kiedy - nie wiadomo.

Rynek przyjął przebieg zdarzeń z rozczarowaniem. Inwestorzy wyrazili swoją frustrację po wiadomościach o nieudanym locie testowym i w poniedziałek i wtorek sprzedawali akcje obniżając ich lot o 22% w stosunku do piątkowego zamknięcia. Nadzieje na pomyślność testów w ostatnich dniach rosły, tak samo jak kurs akcji Virgin Galactic.

WhiteKnightTwo i SpaceShipTwo
WhiteKnightTwo i SpaceShipTwo

Tymczasem sobotni test przypomniał, że branża kosmiczna jest trudna, pełna ryzyka, gdzie wiele rzeczy może pójść nie po myśli. Spółka zaplanowała łącznie trzy loty testowe, zanim miało nastąpić uruchomienie świadczenia usługi komercyjnej. Komentatorzy wskazują, że choć powietrzny incydent może w najgorszym przypadku opóźnić loty komercyjne, w istocie sprawdził systemy bezpieczeństwa, sprowadzając statek bezpiecznie na ziemię. W długim terminie nie powinien pokrzyżować kosmicznych ambicji firmy Richarda Bransona. Testy są po to, aby wyeliminować błędy i zminimalizować ryzyko.

Niemniej jednak niepowodzenie sobotniego lotu to kolejny wizerunkowy cios w turystyczną spółkę, która i tak przeżywa frustrujący czas. Przypomnę tylko, że rok temu o tej porze firma zapowiadała uruchomienie komercyjnej obsługi w połowie 2020 roku, jednak opóźnienia w procesach i pandemia spowodowała przesunięcie harmonogramu testów. Ciśnienie inwestorów i oczekiwania są bardzo wysokie, kurs akcji rośnie, choć spółka nie prowadzi żadnej - poza przygotowaniami do lotu - działalności, nie wykazuje przychodów. Fundamentalnie jest już wyceniona w kosmicznych wartościach. Trudno się zatem dziwić, że każdy news nie po jej myśli wywołuje popłoch.